7ef187a100d1c4c383ab24686092be05W czwartek opublikowaliśmy pierwszą część wywiadu z członkiem Team PokerStars Online Grzegorzem Mikielewiczem. Dzisiaj chcielibyśmy zaprosić wszystkich serdecznie na drugą część tego wywiadu.

Zawód grindera jest cały czas stosunkowo nowy i wpływ jaki może wywierać na organizm taka “harówka”, wciąż jest niezbadany i może on wyjść dopiero po latach. Pierwsze symptomy zostały opisane m.in na blogu Dustego Schmida. Innym zarzutem, który nasuwa się po lekturze 2+2, czy pokerowych blogach, jest to, ze grinderowi łatwo odizolować się od “normalnego” społeczeństwa i zamknąć jakby nie było w hermetycznym, posługującym się własnym językiem środowisku pokerowym. Czy zgadasz się z tymi zarzutami?

Warsaw: Wszystko zależy od osobowości i potrzeb danego człowieka. Mojemu współlokatorowi, który rozgrywa sesje poranne, poker nie przeszkadza w częstych wieczornych spotkaniach z przyjaciółmi. W moim przypadku wolny czas spędzam czy to na koszu, czy gokartach i raz w tygodniu zdarza mi się spotkać ze znajomymi w większym gronie. Na pewno największą odskocznie stanowią dla mnie wyjazdy zagraniczne. To nie jest tak, ze gram Main Event odpadam, a potem zamykam się w pokoju i grinduje. To jest czas, który przeznaczam na korzystanie ze słońca i spotkania ze znajomymi.

JZ:  Mówi się, że poker to gra małych przewag – te w skillu na najwyższym poziomie prawie się zatarły, więc gracze zaczęli pracować nad stronę mindsetową. W którym etapie kariery zacząłeś pracować na poważnie nad tym aspektem gry?  Czy korzystałeś kiedykolwiek z takich pozycji jak „Poker Mindset” czy „Mental game of poker”?

Warsaw: Nawet kiedy zaczynałem grindować wiedziałem, że bardzo ważnym jest oddzielenie sesji od codziennego życia, że przebieg gry nie powinien mieć wpływu na moje zachowanie poza nią. Nie można być tak, że gram złą sesje, a potem odreagowuje na rodzinie czy idę na kosza i obrywa się moim kolegom. Bardzo szybko zrozumiałem, że im mniej skupiam się na bad beatach, a więcej na poprawnych decyzjach i grze, tym lepiej dla mnie. To chyba raczej wynika z naturalnych predyspozycji. Na przykład, gdy czytałem “Treat your poker like a business” wymienionego wcześniej Dustego Shmitda, w dużej części moją reakcją było zdziwienie, że ludzie chcący się liczyć w tym biznesie muszą się uczyć tak podstawowych rzeczy. Przewracałem kartki tej książki, a większość zawartych tam informacji było dla mnie oczywistych i niejako stanowiło naturalne odruchy.

Najpoważniejszy problem mindesetowy, z którego dzisiaj się śmieje lub raczej którym powinienem być zażenowany, miałem podczas moich początków gier live. Najczęściej byłem najbardziej doświadczonym graczem przy stole, który miał już jakiś edge nad resztą, więc powinienem siedzieć cicho i skupić się na grze. Postanowiłem jednak zachowywać się jak mini Phil Hellmuth i krytykować każde zagrania przeciwników.

JZ: Przeprowadziłem krótką ankietę i jak myślisz, z którym z bohaterów “Rounders” ludzie utożsamiają cię najbardziej?

Warsaw: Myślę, że zdecydowanie jest to Joey Knish. Jeśli ludzie naprawdę tak uważają myślę, że jest to dla mnie duży komplement. Oczywiście, gdy pierwszy raz oglądałem ten film chciałem być Mikem McDermottem, a odpychała mnie postać Worma, którego zachowanie było dla mnie irracjonalne i wręcz nie chciało mi się wierzyć, że ktoś sam z siebie może dążyć do takiej samo-destrukcji. Miał talent, mógł zarabiać, niestety “coś” mu przeszkadzało. Jeśli chodzi o Knisha to faktycznie jest on w moim mniemaniu uosobieniem grindera. Dla wielu ludzi, wciąż pojęcia pokera jako normalnej pracy jest nie do przełknięcia. Dla większości jeśli jesteś pokerzystą to musisz wygrywać miliony lub skończyć na dnie. Nie ma niczego po środku. Jedna ze scen, która najbardziej wryła mi się w pamięci jest moment w którym Mike chce zrobić “shota” i przychodzi do lokalu Teddego KGB. Gdy widzi Knisha przykrywa żetony czapką, aby uniknąć zbędnej rozmowy. Mimo tego, Knisha pyta jaki sens ma granie tutaj, jeśli w okolicy ma dużo łatwiejsze, może mniej profitowe, ale też mniej ryzykowne gry.

JZ: Ty takie porównanie odbierasz jako komplement, ale można spotkać ludzi, którzy robią z tego zarzut – to nie podobają im się niskie stawki, to nitowanie. Z czego to wynika?

Warsaw: Myślę, że ma na to wpływ kilka czynników. Zaczynimy od tego, że tylko ok 5% populacji zarabia w tym biznesie jakieś znaczące, niekoniecznie dające utrzymanie kwoty. Reszta zarabia na cole i chipsy lub zwyczajnie przegrywa. Dlatego konsekwentna gra przeciwnika musi być dla nich frustrująca, stąd potem zarzuty o nitowanie. Duża rzesza graczy szuka też po prostu adrenaliny,    przysłowiowego chleba i igrzysk. Zapewne uważają, że jeśli jesteś członkiem Teamu to powinieneś przerzucać tony dolarów na wysokich stawkach. Nie są wstanie pojąć, że jest to moja praca i tak jak ludzie w “normalnej” pracy muszą przestrzegać wielu zasad, aby nie zostać zwolnionym, tak ja muszę przestrzegać zasad, które pozwolą utrzymać moje źródło dochodu niezagrożonym.

JZ: Czy są jacyś polscy gracze, których darzysz szczególnym szacunkiem za sukcesy, umiejętności czy też etykę pracy.

Warsaw: Oczywiście, zaczynimy od tego, że nigdy nie uważałem się za gracza ścisłej czołówki. Jest kilku graczy cash, którzy solidnie pracują nad swoja grą. Szczególnie imponują mi nasi turniejowcy, których kilku jest w światowej czołówce. Wielokrotnie na turniejach, gracze z innych krajów podpytywali o naszych rodaków czy to o Pyszałka, Olorionka czy innych. Mógłbym wymienić kilku graczy, ale nie będę się rozpędzał bo na pewno kogoś pominę, a nie chciałbym tego robić.

JZ: Na koniec dwa trochę luźniejsze pytania: Czy pamiętasz jakiś szczególny bad beat, good beat czy rozdanie z przeciągu twojej kariery.

Warsaw: Tak jak wcześniej wspominałem zagrałem ponad 10 mln rozdań i ciężko żebym pamiętał jakiś szczególny bad beat. Rozdania typu 1outer dla mnie czy dla przeciwnika zdarzały się niejednokrotnie, więc nawet spadający na river gutshot do pokera nie jest czymś mocno zaskakującym. Z gry live jakoś szczególnie utkwiło mi w pamięci rozdanie przeciwko Sandrze Naujoks na EPT Dortmund. Miałem , na flopie i zestackowalem ten układ na Qx Sandry. Przegrałem rozdanie i odpadłem, a ona wygrała cały turniej. Oczywiście nie mówię, że gdybym wygrał to rozdanie to wygrałbym cały turniej, ale jakoś utkwiło mi to rozdanie w pamięci. Zapamiętałem także stolik z EPT Barcelona na którym był Ike Haxton, a po mojej lewej siedziała Annette Obrestad. Norweżkę udało się wyrzucić, a z Ike rozegraliśmy ciekawe rozdanie na leveling, w stylu co kto ma.

JZ: Jeśli Warsaw miałby urodzić się jeszcze raz, to czy obrałby taką samą ścieżkę? Czy może kontynuowałby karierę prawniczą, został bowlerem lub graczem NBA?

Warsaw: Jeśli miałbym możliwość i szanse wyboru to na pewno chciałbym być graczem NBA. Jest to coś co mnie kręci, jako gracza i widza. Nawet bardziej niż ostatnie wyczyny Roberta Lewandowskiego (4 bramki przeciwko Realowi Madryt w LM – przyp.red.) Na pewno też, nie żałuje w żaden sposób mojej kariery pokerowej i jej wyboru. Wcześniej już wspominałem o zaletach tej pracy i mimo dopiero trzydziestu kilku lat na karku dużo już zobaczyłem, a jeszcze naprawdę dużo ciekawych rzeczy przede mną – choćby następne 9 miesięcy w Tajlandii.

JZ: Czy masz jakiś deadline zawodowej gry? Czy rozwijasz się jeszcze w jakichś ciekawych poza pokerowych dziedzinach? W jednym ze swoich blogów pisałeś, że zamierzasz wkrótce odbyć szereg szkoleń w pewnej dziedzinie, ale nie chciałeś uchylić rąbka tajemnicy co to jest.

Warsaw: Jeśli chodzi o te szkolenia, jest to dla mnie dziedzina czysto hobbystyczna . Mimo wszystko, na razie nie doszło to jeszcze do skutku, więc może niech ten temat pozostanie jeszcze bez rozwiązania. Natomiast sprawa terminu końca mojej gry –  szczerze mówiąc, nie jest to czymś, nad czym zastanawiałem się do tej pory. Może gdyby udało się wygrać jakiś większy turniej, byłoby łatwiej coś zaplanować. Na tą chwilę grinduje bez jakiegoś konkretnego terminu, w którym zakończę moja przygodę z zawodowym graniem.