Bracia Bob i Harvey Weinstein ponownie weszli w mariaż ze swoją dawną wytwórnią filmową Miramax, czego efektem niemal natychmiast była decyzja o nakręceniu sequela „Zakochanego Szekspira”, plan powstania serialowych odmian takich produkcji kinowych jak „Buntownik z Wyboru”, czy też „Igraszki z losem”, no i przede wszystkim – gdyż to właśnie ma pójść na pierwszą linię frontu – zapowiedź „Rounders 2”, czyli kontynuacja filmu znanego nam pod tytułem „Hazardziści” – przekładając na 'nasze’ – „Zawodowi Gracze Pokerowi, Którzy za Nic Mają Wariancję, Gdyż w Dłuższym Okresie Czasu Liczą się Tylko Umiejętności!”. Trochę przydługi tytuł, więc zostańmy jednak – dla uproszczenia – przy angielskiej wersji – „Rounders”.
„Aces full, Mike”
Gdy pod koniec ubiegłego roku doszła do mnie owa informacja o rychłym powstaniu sequela produkcji obrazującej swingi pokerowe i życiowe Mike’a McDermott’a, mimochodem pojawiła się – gdzieś między aktywnymi w danej chwili neuronami – myśl. Myśl prosta niczym budowa cepa i banalna jak miłość ślicznej 21-latki do dziewięćdziesięcioletniego miliardera z rozrusznikiem serca. Brzmiała ona: 'o, fajnie!’ Na szczęście sąsiednie neurony szybko zorientowały się, iż „coś się psuje w państwie duńskim” i wzmogły swoją aktywność. 'Fajnie’?? Jak to 'fajnie’?! Co niby jest pozytywnego w tym, że dostaniemy porcję odgrzewanego kotleta, wrzuconego ponownie na patelnię tylko i wyłącznie dlatego, że akurat jest jako taki popyt i można go jeszcze sprzedać, zanim się zepsuje i ostatecznie wyląduje w koszu? Czy powinniśmy się ekscytować faktem, że powstaje taki film, gdyż jest on o pokerze i pokerzyście, no a my – ba! – przecież także jesteśmy pokerzystami! Z całym szacunkiem, ale średnio mnie cieszy fakt, że w momencie, gdy w naszym kraju tak wiele osób opowiada się za legalizacją pokera i obstaje przy stanowisku, iż nie jesteśmy hazardzistami, będziemy mogli obserwować losy Mike’a, ukazanego w pierwszej części jako pozytywna postać pokerowego świata, przed którym tytuł mistrza Main Eventu World Series of Poker jest na wyciągnięcie ręki (pewnie w sequelu dowiemy się, czy McDermott wygrał ten turniej – obstawiam, iż w heads up’ie zmierzył się nie z kim innym, jak z samym 'mistrzem’ – Johnny’m Chan’em).
Średnio mnie cieszy? W sumie nie, nie cieszy mnie to w ogóle… Nie zapominajmy w końcu, że postać grana – w moim odczuciu całkiem przyzwoicie – przez Matt’a Damon’a, to typowy przykład hazardzisty. Gracz, który w jednym rozdaniu stawia na szali wszystkie posiadane (jak również te, które de facto do niego nie należą) pieniądze, brata się z pokerowym oszustem, by wyciągnąć go z długów, pożycza kolejne pieniądze by móc za nie grać, wciąż stosując zaskakująco optymistyczny 'bankroll management’ – wszystko na stół, a gdy w końcu udaje mu się odegrać na Teddy’m KGB, realizuje swoje marzenie o grze w głównym turnieju WSOP – nieoficjalnych Mistrzostwach Świata – ponownie stawiając na szali praktycznie wszystko co ma.
„You can’t lose what you don’t put in the middle.”
Dla mnie osobiście tym, co było pozytywne w filmie Rounders, jest Joey Knish – postać grana przez Johna Turturro.
Mike McDermott: Long time. – Knish. How are you?
Joey Knish: The same.
Knish nie marzył o tytułach, o gigantycznych wygranych, nie ryzykował, nie dawał się ponieść emocjom. Jak sam twierdził – postępował w sposób bezpieczny, gdyż miał na utrzymaniu rodzinę i zwyczajnie nie mógł sobie pozwolić na beztroskie zachowanie. Nie mógł, ale także nie chciał. Był konsekwentny w tym co robił. I to właśnie on jest w całym tym filmie idealnym przykładem tego, że w pokerze – przy zachowaniu odpowiednich zasad – szczęście, czy też jego brak – jest sprawą nieistotną. Liczą się umiejętności i właśnie stosowanie owych zasad (o których tu się rozpisywać nie będę, gdyż nie byłoby to na temat).
„But you can’t win much either.”
Czego w takim razie możemy się spodziewać po sequelu? Na pewno nie tego, że zobaczymy Mike’a stosującego zasady BRM lub grającego sesje on-line. To by po prostu było zbyt nudne i przewidywalne. Jako że scenariuszem maja ponownie zająć się David Levien i Brian Koppelman, moglibyśmy przypuszczać, że stworzą może nie tyle pozytywny film o pokerze, co ciekawą fabułę, całkiem solidnie wpasowaną w świat kasynowych rozgrywek keszowych i turniejowych. Ale również tutaj mam spore wątpliwości. Ci dwaj panowie mieli okazję ze sobą współpracować już kilka razy. O ile przy Hazardzistach możemy powiedzieć, że w miarę im to wyszło (tutaj pozwolę sobie na małe wtrącenie, gdyż moim zdaniem określanie Roundersów jako najlepszy film o tematyce pokerowej porównał bym do ekscytowania się tym, że udało nam się wygrać HU SNG z przeciwnikiem na sitoucie… zwyczajnie konkurencji na tym polu praktycznie nie ma, istnieją trzy, może cztery godne uwagi filmy fabularne traktujące o pokerze, lecz w każdym z nich jest on tylko – mniej lub bardziej wyraźnym – tłem), o tyle później już różnie to bywało. „Osean’s 13”, „Ława Przysięgłych” – te filmy, przy których panowie David i Brian pracowali, możemy uznać za bardziej udane, szczególnie w porównaniu do „Z Podniesionym Czołem” i ostatniego ich 'hitu’ – „Runner Runner”, który miał ukazać 'ciemną stronę’ internetowych przekrętów, a tak na prawdę okazał się nudnym, schematycznym i zdecydowanie przepłaconym filmem, nie odkrywającym przed widzem niczego nowego i zaskakującego. Dodatkowo – gdyby temat 'poker’ był opatentowany i należało by za jego użycie w filmie zapłacić – tutaj spokojnie twórcy mogliby się s tego wymigać, film (niby) związany z tematyką naszej ulubionej gry karcianej wyglądał, jakby z ową grą był już dawno po rozwodzie. Jedynej nadziei dla „Rounders 2” upatruję w tym, że zwyczajnie ambicja nie pozwoli tym dwóm scenarzystom na powtórzenie klapy „Ślepego Trafu”. Oby, oby…
„Nyet! Nyet! No More! No! Not tonight!”
Wiem, że zapotrzebowanie na promocję pokera na świecie jest spore, poza tym wielu pokerzystów być może – nie zważając na nic innego – obejrzy ten film, 'bo jest o pokerze’, nie doszukując się w nim czegoś głębszego. Sam prawdopodobnie też go obejrzę – pewnie niechętnie, tak jak wiele innych filmów, do których nie zamierzam nigdy więcej wracać – i obym na koniec mógł powiedzieć: 'myliłem się, jednak było warto!’. Aczkolwiek na ten moment, szczerze mówiąc, nie oczekuję po „Rounders 2” niczego szczególnego. Na pewno nie tego, że przyczyni się do znaczącej popularyzacji pokera, o zmianie w jakikolwiek pozytywny sposób wizerunku tej gry już nie wspominając. Czy obejrzę go w kinie? Tu odpowiedzią są zacytowane przed tym akapitem słowa Teddy’ego KGB. A całość pozwólcie, że zakończę jednym z sympatyczniejszych tekstów McDermott’a z Hazardzistów, w sumie bez szczególnego powiązania z czymkolwiek, co mogliście przeczytać powyżej:
„Listen, here’s the thing. If you can’t spot the sucker in the first half hour at the table, then you are the sucker.”