Daniel Negreanu to doskonały ambasador pokera, który ostatnio musiał zacząć pracować nad swoją grą, aby nie prześcignęli go inni zawodnicy. W najnowszym wywiadzie opowiada o turniejach high roller, nauce gry i pokerowej emeryturze.
– Czy w wieku 80 lat będziesz nadal grał w poker roomie?
Zakładam, że tak. Jedyna różnica pomiędzy mną a Doylem jest taka, że będę bardziej sprawny na starość. Zamierzam zdrowo się odżywiać i uprawiać sport, tak aby moje ciało działało niczym dobrze naoliwiona maszyna
– Wielu ludzi nie wie, jak będzie wyglądało ich życie za kilka lat. Ty wydajesz się jednak mieć dobry plan.
– Szczęście mi raczej sprzyja. Jako nastolatek radziłem sobie w szkole, ale nigdy mnie to tak naprawdę nie pociągało. Fajnie jest, gdy w młodym wieku człowiek odnajdzie źródło swoich przyszłych dochodów.
– Nie męczy Cię czasem gra w pokera? Na pewno masz sporo innych możliwości zarobkowych.
– Co kilka lat zaczyna interesować mnie coś innego i nie gram już tyle w pokera, co dawniej. Lubię siadać do stołu, ale kiedy jestem w domu, to zapominam o grze. Wolę coś poczytać albo pograć w hokeja. Uwielbiam wypady na siłownię. Poker cały czas się rozwija i jakieś dwa lata temu zauważyłem w jakim idzie kierunku. Skłoniło mnie to do pracy nad sobą. Kosztowało mnie to trochę wysiłku, ale było fajnie, a ja lubię robić to, co sprawia mi przyjemność.
– To prawda, że poker daje graczom sporo wolności?
– Jako nastolatek lubiłem grać w gry i oglądałem sporo sportu w teleiwzji. Obstawiałem też mecze, miałem ligę fantasy i uważałem, że było to wspaniałe życie. Teraz mam 43 lata i nadal zajmuję się tym samym. Ludzie pytają mnie czy się nudzę, ale odpowiadam, że nigdy. Siedzę w tej samej lidze od 1996 roku. Codziennie z tymi samymi ludźmi po 6 godzin dziennie słucham hokejowych podcastów.
– Wiem, że jeden z Twoich celów na ten rok to 120 godzin nauki. Jak idzie realizacja?
– Na szczęście mam 20 lat doświadczenia, więc idzie szybko. Nie staram się też grać tak, aby pokonać najlepsze boty. Skupiam się na rywalach, bo to przeciwko nim toczy się gra. Gdybym podejmował zawsze idealne decyzje, to też wszyscy potrafiliby odczytać moje zamiary.
Pracuję obecnie z dwiema osobami. Jeden to naukowiec, który kilka lat temu rozwiązał grę Limit Hold’em. Pomagają mi inaczej patrzeć na rozdania. Dzięki nim wiem jakie zagranie jest optymalne przeciwko komputerowi i jakie powinienem zastosować w grze z człowiekiem. Ludzie postrzegają bowiem naszą grę w różny, mniej lub bardziej zakrzywiony sposób. Najlepsi gracze stosują hybrydę strategii GTO i eksploatacyjnej nastawionej na konkretnego rywala.
– Dominik Nitsche mówi, że Libratus to pokerzysta, od którego powinniśmy się wszyscy uczyć. Ty masz na ten temat inne zdanie?
– Po części Nitsche ma rację, ale i w pewnych kwestiach się myli. W grze z komputerem Libratus będzie idealnym nauczycielem, ale większość rywali to ludzie, a oni wprowadzają do gry zawsze pewien losowy element. Czasem jeden read to wszystko czego potrzeba, aby podjąć inną decyzję od sugerowanej przez program komputerowy.
– Czy nauka pokera dzisiaj bardzo się różni od tego co pamiętasz z dawnych lat?
– Kiedy zaczynałem, to dzieliliśmy się wiedzą z takimi zawodnikami jak: Allen Cunningham, Phil Ivey i John Juanda. Jadaliśmy razem i gadaliśmy o rozdaniach. Pomagaliśmy sobie i stawaliśmy się coraz lepsi. Tak samo robią teraz Niemcy. Od kilku lat nie obracam się w tych kręgach i dlatego zwróciłem się do ludzi z Hybrid Poker. Od czasu do czasu pomagają mi też Eric Wasserson i Lex Veldhuis.
Od października do grudnia uczyłem się 4 dni w tygodniu po mniej więcej 5 godzin dziennie. Nadal zamierzam to robić, bo widzę dobre rezultaty.
Niemcy bardzo dobrze współpracują. Korzystają z Whatsappa i wysyłają sobie ciekawe rozdania. Jednocześnie ktoś inny analizuje jeszcze ich rozdania w Solverze. Oni po prostu uczą się jednocześnie grając.
– Czy rozwój turniejów High Roller Cię zaskakuje?
– Sporo ludzi ma środki na takie eventy dzięki kryptowalutom. W tym roku buy-iny będą sięgały nawet kilku milionów dolarów. Zaskoczyło mnie to, ale wielu zawodników czeka na takie gry. Mają w nich przewagę nad słabszymi zawodnikami lub bogatymi biznesmenami i wykorzystują ją.
– Czego Twoim zdaniem gracze chcieliby od poker roomów?
– Żeby znowu był rok 2004. Sporo amatorów, którzy nie umieli grać i zawodowcy, którzy nie grali tak dobrze i każdy mógł zarobić masę pieniędzy. To jednak nigdy nie wróci. Musimy zaakceptować, że gry pokerowe są obecnie trudniejsze niż kiedykolwiek.
W 2004 mając 300$ można było usiąść na stoły $1/$2 i grać miesiąc albo dwa. Dzisiaj po tygodniu taki bankroll odszedłby w niepamięć. Gracze są zbyt dobrze, a słabsi przenoszą się na gry Spin & Go – jest tam sporo zabawy i traci się pieniądze wolniej.
Prosów to drażni, bo w ten sposób uciekają im pieniądze. Ekosystem cierpi jednak nie tylko dlatego, że słabsi zawodnicy uciekają do innych gier. Równie szkodliwy jest rake oraz uwaga gracze wygrywający.
– Na czym polega obecnie praca ambasadora? Vanessa Selbst odeszła ostatnio z PokerStars i argumentowała swoją decyzję tym, że obecnie ludziom zbyt trudno jest wygrywać na stołach.
– Ambasador musi być szczery i cieszyć się zaufaniem społeczności. Trzeba więc mówić ludziom jak jest, zwłaszcza jeśli zastanawiają się oni nad zawodową grą. Nikomu nie można obiecywać, że na pokerze zarobi miliony. Ja mówię po prostu, że człowiek, który chce się uczyć i kocha grę może stać się wygrywającym zawodnikiem.