Dziś chciałbym porozmawiać o błędach, które biorą się z braku poszanowania elementarnych reguł. Sprawa dotyczy zarówno pokera, ale z pewnością podobnie jest również w przypadku innych gier hazardowych.
Zaraz, zaraz. To poker to jednak hazard?
Oczywiście! Jest to gra na pieniądze z dużym elementem losowości. Sam jednak jestem zwolennikiem pewnego skrótu myślowego, który stosuję, gdy rozmawiam o pokerze w gronie osób niezwiązanych ani z tą grą, ani z w ogóle z innymi grami hazardowymi, no może poza totolotkiem. Tłumaczę „cywilom”, że poker to nie jest hazard. Robię to wyłącznie w jednym celu – żeby wykazać różnicę w tym, jak wygląda hazard w czystej postaci w grach kasynowych typu ruletka czy wspomniane wyżej Lotto, oraz „ile jest hazardu w hazardzie” w przypadku pokera. Porównanie scenariusza, w którym każdy wnoszony zakład jest w długim okresie niekorzystny (ruletka), do scenariusza, w którym w morzu dostępnych niekorzystnych zakładów dobrzy gracze wybierają możliwie najwięcej dochodowych, dzięki czemu mogą w ten sposób zarabiać na życie, szybko wyjaśnia moim rozmówcom, dlaczego, mówiąc w uproszczeniu, poker hazardem nie jest.
Teoria teorią, ale tak naprawdę o tym, czy gramy w grę całkowicie losową, czy w grę, w której w pełni świadomie wybieramy wygrywające zakłady, a od tych niekorzystnych trzymamy się z daleka, przesądzają decyzje podejmowane przez nas przy stole. Biorąc pod uwagę to, że w pokera wygrywa zaledwie kilka procent graczy, niewielka grupka oscyluje wokół zera, a przegrywa większość, możemy wywnioskować, że z tymi wyborami nie jest najlepiej. Mogłoby się okazać, że dla większości pokerzystów kręcenie kołem ruletki i obstawianie zakładów na kolor – scenariusz, w którym mamy ponad 48% szans na wygraną – wyglądałoby niezwykle korzystnie w porównaniu do zakładów, na jakie regularnie „wyrażamy zgodę” przy pokerowych stołach. Wiem, jak to brzmi, ale taka niestety jest rzeczywistość.
Każdy, kto kiedykolwiek analizował swoją grę po skończonej sesji poświadczy, że dopiero w trakcie pracy z dala od stołów można dostrzec, jak niekorzystne zakłady stawialiśmy lub przyjmowaliśmy. Tego nie wychwyci się w ferworze walki, to trzeba policzyć po skończonej grze. Teraz pytanie: Ilu z Was tak robi?
Nie muszę słyszeć odpowiedzi, żeby z pełnym przekonaniem powiedzieć, że garstka, zaledwie garstka z tych graczy, którzy nazywają siebie graczami regularnymi i 0% graczy rekreacyjnych. Wszystko się zgadza. Ta garstka ma wyniki, a resztę, jeśli nie zamierzacie pracować nad swoją grą, zapraszam do kręcenia kółkiem. Tam też nie będziecie wygrywać, ale w kasynie wybierając zakład na liczby parzyste lub nieparzyste albo na kolory, przynajmniej możecie liczyć (niemal) na „rzut monetą”.
Wróćmy teraz do poważniejszego tonu. Popularną chorobą, z którą zmagają się niespełnieni pokerzyści, w tym między innymi autor niniejszego artykułu, jest podążanie za tym, co aktualnie popularne. Współcześnie są to rozwiązania solverowe, które zapewniają grę zrównoważoną. Pozazdrościć. Szkoda tylko, że uzbrojony w tę wiedzę gracz tak bardzo skupia się nad tym, co nieistotne, czyli na zabezpieczaniu własnych tyłów przed wyimaginowanym wrogiem, co w większości gier nie ma niemal żadnego znaczenia, a zapomina zupełnie o podstawach, czyli o „głupich” i pomijanych nawet przez regów narzędziach jak np. pot odds/implied odds/reverse implied odds, o których czytało się gdzieś tam kilka lat temu przy pierwszym zetknięciu się z grą w pokera. A to właśnie stosunek ryzyka do nagrody powinien być dla każdego pokerzysty nadrzędnym drogowskazem przy przemierzaniu pokerowych ulic.
Żeby była jasność, ja nie neguję GTO – wręcz przeciwnie. Studiowanie tego zagadnienia pozwala graczom zauważać sytuacje, w której nasi rywale popełniają błędy w częstotliwościach oraz np. w sizingach, dzięki czemu możemy ich exploitować. Moim skromnym zdaniem w tym całym zachłyśnięciu się ogromnymi możliwościami teorii gier, brakuje po prostu umiaru. Wszystko jest teraz „zbalansowane, solverowe, monkerowe, optymalne” – te wyrazy to chyba nawet synonimy… Gracze wydają masę pieniędzy na zakup subskrypcji, tabelek, gotowych scenariuszy etc, a prawdą jest, że realny użytek z tej wiedzy potrafi zrobić zaledwie garstka prosów i jeszcze mniejsza grupa najbardziej zdeterminowanych graczy regularnych. Jednym słowem bardzo niewielu graczy odzyskuje środki zainwestowane w materiały naukowe, za to duże pieniądze zarabiają dostarczyciele rozwiązań GTO – co oczywiście nie jest przytykiem w ich kierunku.
Opierając się na badaniach Michaela Lukicha (lukich.io), mogę powiedzieć, że większość graczy, włączając w to graczy zawodowych, pracuje z solverami w niewłaściwy sposób. Gracze programują scenariusz, czekają na wynik, a następnie biorą się za studiowanie sytuacji, w których optymalnie grający przeciwnik gra z optymalnie grającym przeciwnikiem. Gdzie tak jest? Nawet w grach Limitlessa nie mamy do czynienia z rywalizacją „pure GTO” vs „pure GTO”. Oczywiście znajomość teorii pomaga w rozwoju, jednak moim zdaniem największa siła solverów leży w możliwości formułowania strategii gry, w której maksymalnie wykorzystujemy tendencje graczy niestosujących optymalnych strategii. Po szczegóły odsyłam Was do – tego artykułu.
Na zakończenie pokuszę się o stwierdzenie, które spina wszystko to, co wcześniej napisałem. Uważam, że niepowodzenia większości graczy biorą się nie tyle z tego, że ktoś nie pracuje z solverami, tylko z tego, że na etapie liczenia oddsów notorycznie popełnia krytyczne błędy. W buty można sobie wsadzić tę całą optymalizację GTO, jeśli z oczu traci się najważniejszą dla każdego pokerzysty rzecz, czyli pulę i jeśli nie kontroluje się wielkości zakładów stawianych oraz sprawdzanych.
Jeśli macie zapamiętać z tego artykułu cokolwiek, niech będzie to właśnie ostatnie i przedostatnie zdanie.