Nie na temat. Przede wszystkim – nie na temat pokera, gdyż nie tylko to nas na co dzień interesuje. Będzie o sporcie, będzie o filmie (tudzież serialu), będzie i o muzyce. Byle nie o kartach, flopach, żetonach, 'szipach’ i czymkolwiek, czego być może mamy aż nadto każdego dnia.
Spodziewać się możecie… wszystkiego. Tematów z górnej półki, jak i spraw, błahych, banalnych, kontrowersyjnych – w zależności, co mi akurat wpadnie w ręce.
Marcin Gortat. Tej postaci nikomu chyba szczególnie przedstawiać nie trzeba. Nawet osoby nie interesujące się koszykówką, raczej od razu skojarzą naszego jedynego przedstawiciela w najlepszej basket-lidze na świecie – NBA! Co ciekawe, sam dość długo zastanawiałem się, co on tam w ogóle robi. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że najwięcej meczów z jego udziałem oglądałem, gdy był on jeszcze w Orlando, no i nie ma co ukrywać że – po pierwsze – był on w cieniu Dwighta Howarda, po drugie – grał mało. Gdy dostał większą szansę – czyli przeszedł do Phoenix Suns, wyraźnie dostał skrzydeł. Niekoniecznie jest w tym tylko jego zasługa. Wydaje mi się, że po prostu zgrały się w tym przypadku dwa ważne czynniki. Jako ten najistotniejszy muszę wymienić tutaj osobę Steve’a Nasha. Niesamowity point guard zawsze umiał znaleźć idealne miejsce i czas na podanie do Gortata, dzięki czemu 'Polski Młot’ mógł w efektowny, a zarazem efektywny sposób zacząć prezentować swoje umiejętności. I chociaż nie są one być może na poziomie wspomnianego już Howarda, czy też Roya Hibberta, to nie można mu jednak odmówić uznania za to, czego dokonuje na parkiecie.
Marcin potrafi grać bardzo inteligentnie i szybko podjąć dobrą decyzję. W sezonie 2011/2012, grając właśnie w Suns, dzięki świetnej współpracy z Nashem i resztą zespołu, zaliczył on – jak do tej pory – swój najlepszy sezon, notując przeciętnie na mecz 15.4 punktów, 10.0 zbiórek, 0.9 asyst i 1.5 bloków. Do tego dorzucił 31 'double-double’. W tym sezonie co prawda ma już 33 'dd’, jednak potrzebował aż 76 meczów, by tego dokonać. Wtedy zaliczył 31 takich meczów spośród 66 wszystkich, w których zagrał w sezonie. Do tego, poza skutecznością, potrafił na prawdę robić sporo zamieszania pod koszem rywali i w widowiskowy sposób wykańczać akcję rewelacyjnymi dunkami. Poniżej znajdziecie filmik stworzony tuż po ogłoszeniu informacji, że Gortat przechodzi z Suns do Washington Wizards. Enjoy!
Chociaż początki Gortata w stołecznym teamie nie były idealne – sam Marcin za bardzo nie błyszczał, jego koledzy również nie prezentowali równej form – to jednak z czasem wszystko zaczęło poprawnie funkcjonować. Obecnie drużyna 'czarodziejów’ jest bardzo wymagającym rywalem dla każdego. Wynika to między innymi z tego, że pełnię swoich umiejętności w prawie każdym meczu pokazują – zwycięzca tegorocznego konkursu dunków podczas All Star Weekend, John Wall, rewelacyjny zeszłoroczny rookie, wybrany w pierwszej rundzie draftu z numerem 3, Bradley Beal (co ciekawe, jego najmocniejszą stroną jest punktowanie za 3, wiec numer w drafcie idealnie współgra), oraz właśnie nasz rodak – Marcin Gortat, specjalista od akcji podkoszowych, dunków i bloków.
Teraz kilka słów o tym niesamowitym leaderze teamu z Oklahomy. Reprezentant Oklahoma city Thunder zrównał się właśnie w galerii rekordów z wielkim Michaelem Jordanem. Podobnie, jak legenda NBA w sezonie 1986/87, tak też teraz Durant rzucił w czterdziestu kolejnych meczach minimum 25 punktów. Durant już teraz jest gwiazdą nie tylko Thunder’s, ale i całej ligi, a ma dopiero 26 lat, wiec jeszcze sporo gry przed nim. W tym sezonie, również rekordowym w jego karierze, Kevin notuje średnio na mecz: 32.1 punktów, 7.6 zbiórek i 5.6 asyst i to głównie dzięki jego znakomitej grze team z Oklahomy ustępuje w sezonie zasadniczym tylko San Antonio Spurs. Jak dla mnie jest to zdecydowany kandydat do MVP tego sezonu, chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby zwycięzcami w tym sezonie zostali Clippersi, z genialnym Blake’iem Griffinem na czele. Poniżej kompilacja jego akcji z tego sezonu, stworzona przez jednego z fanów.
Po porażce 0-3 w Madrycie, team prowadzony przez Jurgena Kloppa ma tylko iluzoryczne szanse na awans do półfinału Champions League. Dość mocno osłabiona ekipa z Dortmundu – brak Suboticia, Gundogana, Błaszczykowskiego, Schmelzera, Bendera, Khela, prawdopodobnie także Weidenfeler nie zagra w rewanżu, a i Piszczek po kontuzji formą nie imponuje – raczej nie ma się czym przeciwstawić gwiazdom Realu. No chyba że zdarzy się cud i Klopp tak poustawia strzępy swojej drużyny, że uda im się – w perspektywie absencji CR7 w tym meczu – wytrwać bez strat z tyłu, a Lewandowski powtórzy swój wyczyn z zeszłego roku i ponownie wbije drużynie z Madrytu cztery bramki… Raczej jest to sfera marzeń, niż realizmu, ale przypomnijmy sobie, jak to wyglądało w pamiętnym zeszłym roku: