Zapraszam Was do przeczytania artykułu dotyczącego moich przemyśleń związanych z pojedynkiem Daniela Negreanu z Dougiem Polkiem. Czy w najbardziej oczekiwanym starciu roku powtórzy się scenariusz z pojedynku Hellmuth vs Esfandiari?
1 listopada rozpocznie się mecz HU NLHE pomiędzy Danielem Negreanu a Dougiem Polkiem. Starcie dwóch zwaśnionych ze sobą pokerzystów elektryzuje społeczność na całym świecie. Rynek legalnych i nielegalnych zakładów sportowych na to wydarzenie znajduje się w pełnym rozkwicie. Sympatycy jednej i drugiej strony nie mają wątpliwości, że to właśnie ich faworyt wyjdzie zwycięski z tej medialnej próby. Psychicznie chory Mike Matusow chwali się tym, że postawił połowę swojego rolla na zwycięstwo Kanadyjczyka…Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy do konkretów.
Gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje dotyczące możliwości zorganizowania takiego pojedynku, w ułamku sekundy mój mózg sformułował myśl, rzekłbym nawet, że aksjomat, o treści „Doug Polk go ugryzie, przeżuje i wypluje”. W jednej chwili mógłbym skoczyć do Bociana i zapożyczyć się po czubek głowy, a potem postawić wszystkie pieniądze – dorzuciłbym też jedną nerkę – na zwycięstwo Polka. Trzy pojedynki High Stakes Duel później nie jestem już tego taki pewien. Powiem tak – nadal uważam, że Doug Polk ten pojedynek wygra, jednak w mojej ocenie zmieniło się to, że obecnie wcale nie sądzę, że będzie to dla niego spacerek w lesie.
Dał nam przykład Hellmuth, jak zwyciężać mamy
Przed pierwszym starciem Phila Hellmutha z Antonio Esfandiarim w mojej głowie również zakwitło podobne przekonanie, graniczące niemal z pewnością, że młodszy z graczy pożre seniora na śniadanie. Od kiedy pamiętam, jestem zakładnikiem paradoksu Hellmutha. Oznacza to, że w sposób podświadomy trzymam się przekonania, że gdy tylko na moment zapomnimy o 15 zwycięstwach na WSOP, tj. odrzemy Hellmutha ze zdobytych świecidełek, król okaże się nagi, a my zostaniemy z opinią, że nie jest on jakimś wybitnym graczem. Takie sądy o niekwestionowanym liderze klasyfikacji zdobywców bransoletek brzmią z jednej strony niedorzecznie, a z drugiej zmuszają do myślenia. Można spróbować zinterpretować je w ten sposób, że Hellmuth na festiwalu WSOP, który dzięki marzycielom z całego świata ma swój specyficzny mikroklimat, jest pokerową bestią, a poza murami hotelu RIO, a w szczególności, gdy przychodzi mu mierzyć się z innymi zawodowcami, odstaje poziomem od światowej czołówki. Jednym słowem – Hellmuth skuteczny jest tylko w danym środowisku.
Ta opinia brzmi dosyć pokrętnie i mimo iż nie potrafię udowodnić jej prawdziwości, to nie ukrywam, że od lat, prawdopodobnie z racji niemożności znalezienia racjonalnego wyjaśnienia dla istnienia paradoksu Hellmutha, zgadzałem się z jej brzmieniem. Prawdę mówiąc, nie wiem, co Hellmuth musiałby zrobić, czego dokonać, żeby pokerowy świat uznał, że jest wielki. Podpowiem tylko, że wygranie choćby i kolejnych 10 bransoletek WSOP niczego by w postrzeganiu jego umiejętności nie zmieniło.
Gdy wydawało się, że Hellmuth już na zawsze pozostanie z łatką najbardziej niedocenianego, wielkiego pokerzysty, nagle okazało się, że coś w tym temacie drgnęło. Sam Phil Galfond, bardzo szanowany głos w społeczności, po drugim pojedynku rozgrywanym w ramach High Stakes Duel stwierdził, że to, co Hellmuth pokazał w drugim meczu, jest najbardziej znaczącym osiągnięciem w jego przebogatej karierze. Można zatem rzec, że doskonałą postawą tylko w tym jednym pojedynku Hellmuth zyskał więcej szacunku w środowisku profesjonalistów niż w trakcie całego „bransoletkobrania”. Hellmuth gra po swojemu, w sposób często dla wielu niezrozumiały, a jego ready w konkretnych sytuacjach są prostu p-e-r-f-e-k-c-y-j-n-e (w rozumieniu: częściej prawidłowe niż przeciętnie). To właśnie stanowi o jego wielkiej sile i o jego prawdziwej klasie. Co z tego, że w wielu przypadkach inni gracze wybraliby inne, teoretycznie lepsze linie…
Czy szanse Negreanu na zwycięstwo są tak nikłe, jak chcemy je widzieć?
Aby odpowiedzieć na to pytanie pozwolę sobie jeszcze raz przywołać słowa Phila Galfonda, który mówił, że w pojedynku HU przewaga lepszego gracza nad słabszym – rozumiem, że chodzi o pojedynek dwóch klasowych rywali – wynosi zaledwie 5%-10%. O jakim zatem miażdżeniu w ogóle mówimy? Możliwe, że zbiorowo mylimy pojęcia, bo wielu z nas, ja w pierwszej chwili również, z miejsca określiło szansę na zwycięstwo Polka na jakeś 80%+, gdy realnie pewnie jest to maksymalnie 60% do 40% (sic!).
Myślę, że jest tak z dwóch konkretnych powodów:
1) Polk w trakcie swojej zawodniczej kariery był specjalistą od formatu HU.
2) Pojedynek rozgrywany będzie online. Gdyby gra odbywała się na żywo, gdzie Negreanu mógłby korzystać ze swoich ponadprzeciętnych umiejętności w czytaniu swoich rywali, myślę, że byłoby bardzo blisko statystycznego remisu.
I challenge you Mike McDonald!
Zabawmy się trochę w bukmacherkę. Uważam, że realne szanse na zwycięstwo rozkładają się tak.
60% Polk | Negreanu 40% |
Poker Shares ocenia szanse w tym starciu zupełnie inaczej.
85% Polk (1,18) | Negreanu 19% (5,25) |
Uważam, że ostatecznie wygra Polk, ale w mojej ocenie kurs na Kanadyjczyka jest na tyle okazyjny, że gdybym bawił się w zakłady sportowe, to postawiłbym właśnie na jego zwycięstwo, i żyłbym w przeświadczeniu, że to dobra inwestycja.
Jestem bardzo ciekawy tego, jak się to wszystko skończy. Moim zdaniem ten pojedynek pokaże nam, czy bardzo solidna postawa, solidna strategia, którą z pewnością będzie realizować Negreanu, będzie w stanie oprzeć się game-theory-optimal-fancy-balanced-blah-blah-blah strategii, którą grać będzie Polk. Jak sama nazwa mówi, solid, to solid, i mam dziwne przeczucie, że stosowanie prostych środków, czyli to, o czym zawsze mówimy, wystarczy Kanadyjczykowi do dobrego występu przeciwko Amerykaninowi. Ciekawie, czy to zapewni mu wygraną w tym starciu. Może nie, jednak uważam, że jego szanse na zwycięstwo są o wiele wyższe, niż chce to widzieć Mike McDonald.