Mamy sobotę, więc pomyślałem, że podzielę się z Wami pewnym wspomnieniem. Nie będzie to może najbardziej złożony i precyzyjnie wyjaśniony na przykładach artykuł strategiczny, ale to co w nim zamieszczę (a co ująć można jednym niekoniecznie cenzuralnie poprawnym zdaniem rozkazującym) ma dla mnie sporą wartość sentymentalną i myślę, że do dzisiaj to, co swego czasu usłyszałem od znajomego podczas obserwowania jego sesji na stole NL25$, jest jak najbardziej słuszną radą dla każdego pokerzysty.

poker-lessons-first-one-everAkcja rozgrywa się jakieś 10 lat temu, poker ma się wtedy całkiem nieźle, stron jest coraz więcej, a bonusy są naprawdę soczyste. Odwiedzam akurat ze swoją dziewczyną znajomą ze studiów i po raz pierwszy mam okazję poznać jej faceta. Jeszcze tego nie wiem, ale jest zawodowym pokerzystą. Wiadomo: whisky, gadka szmatka, w tle leży sobie wtedy jeszcze nowiutkie wtedy PlayStation3 i od tematu do tematu w końcu wchodzimy na temat gier. Jak to na imprezie bywa pojawiają się karty (norma) i nagle moim oczom ukazuje się także zdjęty z szafy zestaw żetonów pokerowych (a to już nowość). Tak, wiem, to dzisiaj standard, każdy z nas ma taki w domu, albo widział u znajomego na domówce, ale wtedy pamiętam, że było to dla mnie coś magicznego. Przez kilka okrążeń znajomy objaśnia zasady, a moja dziewczyna zgarnia pulę za pulą choć dobiera cały czas fartem do kilku outów. Soczyste bad beaty sprawiają, że gra mnie trochę odrzuca, a w zasadzie wkurza. Cholerne karty – myślę sobie. Kocham tę grę – szepcze inny głos.

Gdzieś w mojej głowie kilka dni po grze nadal siedzi ta adrenalina i chęć ku temu, aby znowu zasiąść do pokera. Jak się miało okazać, uczucie to zostało w mojej głowie przez długie lata i nie okłamując nikogo, muszę stwierdzić, że nadal tam jest.

I tu przechodzimy do mojej pierwszej i jednej z niewielu, a w zasadzie jedynej lekcji (obserwowanej sesji), której udzielił mi znajomy po tym, jak „wydonkowałem” na pokerowym roomie prawie wszystko, co mi wpłacił, abym mógł sobie za darmo popróbować, ” z czym to się je”.

Zaglądam mu przez ramię i widzę agresywny, mocny styl gry, który robi na mnie wrażenie. „Masz coś?” – pyta znajomy, patrząc przenikliwie w ekran. Zagrywa mocny bet, a rywal gra fold. „Nie masz”. Chwilę potem słyszę: „sprawdźmy, czy coś złapałeś?” – kolejna pula wędruje do nas. W ciągu kilkunastu minut jego stack zwiększył się o jakieś 20-30% i to nie jak u mnie okazjonalnie bywało w ramach pokazywania na showdown lepszych układów, tylko poprzez zmuszanie przeciwnika do uległości. Jestem pod wrażeniem i zaczynam inaczej patrzeć na grę.

„70% ludzi nic nie trafia na flopie”. Jego słowa dają mi do myślenia i zaczynam czytać sporo książek, aby jeszcze więcej wiedzieć o grze, która okazuje się niesamowicie wręcz złożona. Nauczyć można się w 5 minut, ale dojście do perfekcji zajmuje całe życie – tak mawiają wszyscy pokerzyści. 

Mija wiele lat. Nie zostałem nigdy zawodowcem, a moja kariera zginęła w natłoku codziennych obowiązków, ale swoje na pokerze też zarobiłem, głównie dzięki ciekawym promocjom. Raz na jakiś czas wracam do stołu, głównie dla towarzystwa, czasem dla zabicia czasu i z chęci zdobycia kilku dolarów dzięki (nadal) posiadanym umiejętnościom, ale szału nie ma. Widocznie poskąpiono mi talentu :) Jeśli jednak mógłbym komukolwiek udzielać rad, to myślę, że powtórzyłbym to, co sam usłyszałem wtedy podczas tej pamiętnej sesji: „Musisz napier..”.

Easy game.

Wesker
Nauczyciel, tłumacz, dziennikarz, mąż, świeżo upieczony ojciec i amator pokera. W wolnej chwili lubię powędrować korytarzami tworzonymi w wyobraźni Stephena Kinga. Nie pogardzę także dobrą grą jeśli dać mi jakiegoś pada w ręce. Muzycznie zatrzymany w latach 90-tych.