Ostatnio modne turnieje z możliwością dokonania nieorganicznej ilości re-entry, wywołały debatę wśród znawców branży. Czy ta unowocześniona struktura turnieju jest dobra czy też zła dla pokera? Na swoim blogu tą kwestię postanowił poruszyć Matt Glantz – tekst został też przygotowany na potrzeby najnowszego numeru magazynu CardPlayer.
Już na samym początku swojego wpisu, Glantz przedstawia dwa główne aspekty, które jego zdaniem nie mogą być kwestionowane zarówno przez zwolenników jak i przeciwników turniejów re-entry:
– Zwiększona pula nagród
– Większe prawdopodobieństwo zwycięstwa profesjonalisty
Zwiększona pula nagród
Ten aspekt jest dobry dla wszystkich zainteresowanych udziałem w takim turnieju. Większa pula nagród cieszy każdego pokerzystę, a i organizator takiego turnieju nie czuje się pokrzywdzony. Olbrzymia pula nagród zapewnia też takiemu turniejowi więcej emocji i prestiżu. Co więcej, turnieje z większą pulą, są też bardziej atrakcyjne dla tzw „graczy niedzielnych”, których do stołu przyciąga wizja wygrania sumy zmieniającej ich dotychczasowe życie.
Większe prawdopodobieństwo zwycięstwa profesjonalisty
Naturalne jest, że profesjonalni pokerzyści są bardziej skłonni do opłacenia ponownego wpisowego do turnieju po utracie wszystkich swoich żetonów. Dzięki temu, odsetek profesjonalistów dochodzących do stołu finałowego zwiększa się, podobnie jak procent turniejów przez nich wygranych.
Te dwa fakty są niezaprzeczalne w odniesieniu do turniejów re-entry i jako takie, nie mogą być przedmiotem dyskusji. Jednak jak zauważa Glantz, nie są one odpowiedzią na najważniejsze pytanie w toczącej się debacie – Czy turnieje z nieograniczoną ilością re-entry są dobre czy złe dla pokera?
Matt na swoim blogu słusznie uznaje, że zwiększenie puli nagród jest świetne dla pokera. To jest tak oczywiste, że nie ma potrzeby, aby o tym dyskutować. Problem pojawia się natomiast w drugim aspekcie, gdzie mowa o tym iż profesjonalista ma większe szansę na zwycięstwo niż amator.
Według Matta jest to wyraźny minus tego rozwiązania, gdyż każdy amator przystępując do gry czuje się w gorszej sytuacji niż profesjonalista dysponujący sporymi zasobami finansowymi i mogący sobie pozwolić na ponowne wkupienie do turnieju. Oczywiście amator również ma prawo do skorzystania z re-entry, ale ile amatorów dysponuje tak wielkimi zasobami, aby dorównać profesjonaliście? Właściwie tutaj trzeba byłoby się ograniczyć do chińskich biznesmenów, a co z resztą graczy? Kontrargumentem jest tutaj teoria, że podczas gdy amator nie zmienia swojej gry za bardzo i praktycznie nie bierze pod uwagę iż to turniej re-entry, średni zawodowiec gra inaczej, wiedząc iż opcja ponownego wkupienia istnieje.
Wielu profesjonalistów jest w stanie zrezygnować z dodatkowego equity jeżeli czują, że ich szanse na zwycięstwo w turnieju wzrastają. Turniejowa strategia dedykowana profesjonalistom jasno mówi, że powinni oni dostosować swoją grę do faktu iż biorą udział w turnieju re-entry, ale jak mówi Matt, w rzeczywistości bardzo często grają bardzo marginalnie, wiedząc, że tylko taka gra zwiększa ich szansę na tytuł lub zwycięstwo. To oczywiście działa korzystnie na rzecz amatorów. Warto jednak pamiętać, że w 90% przypadków gracze przy stole finałowym będą posiadali umiejętności znacznie przewyższające średnie.
Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że profesjonaliści są bardziej skłonni wydać więcej funduszy na re-entry, a to doprowadzi do tego, że to właśnie ich będzie więcej przy stole finałowym. Oczywiście pod względem finansowym zyskają wszyscy, ale jeżeli wypłaty są tylko dla graczy przy stole finałowym, amatorzy będą na straconej pozycji.
Cały wpis Matta jest bardzo obszerny i zawiera wiele aspektów, a cały wpis Matt puentuje zdaniem: „Ja zawsze z chęcią będę brał udział w turniejach re-entry. Przystępuje do turnieju z założeniem, że wkupie się do niego tylko raz i mam nadzieję, że inni dokonają tak wielu re-entry jak to możliwe.