Powszechnie panuje pogląd jakoby decyzja o tym kiedy zachować mały rozmiar puli była łatwa. Jeśli nie mamy bowiem najlepszej naszym zdaniem ręki, ani nie istnieje szansa na to, że wypchniemy z rozdania kogoś z mocniejszymi kartami to po co zagrywać? Lepiej spokojnie sobie zaczekać.

pies-pogrzebany-poker-toeria-showdownOto klasyczny przykład – mamy KK na buttonie i zostajemy sprawdzeni przez gracza na dużym blindzie. Flop to tęcza A22. Duży blind czeka i pora na naszą decyzję. Załóżmy tu sobie dwie rzeczy – nasz oponent nie spasuje z asem i nie sprawdzi z niczym słabszym od tego prostego układu. Nie ma sensu ani value betować ani blefować. Oczywiście można zagrać, bo przeciwnik może nic nie mieć i zgarniemy wtedy niechcianą pulę, w której to my zdominowaliśmy akcję preflop, ale w takim wypadku zamiast KK moglibyśmy mieć 73 i nie miałoby to żadnego znaczenia. Oczywiście przeciwko zasięgowi przeciwnika KK sprawuje się lepiej, a przy showdown częściej okaże lepszym układem i to właśnie tu leży pies pogrzebany.

Niestety gdy zagramy to nasze króle staną się tak samo beznadziejne jak tamten układ. Jak więc zachować siłę kowbojskiej pary? Czekając. Zasięg przeciwnika preflop, gdy nas sprawdził składał się praktycznie w 100% ze słabszych rąk (z AA przebiłby najprawdopodobniej). Mógł nas więc sprawdzić z jakimś asem, ale więcej w zasięgu ma zapewne kart takich jak QJ, 76s, 88 itd.

Gdy na flopie spadł as mała porcja jego zasięgu pokonała nas, a reszta jest nadal daleko w tyle. Czekając zapewniamy sobie grę przeciwko szerszemu zasięgowi. Bet w tej sytuacji to izolowanie samego siebie do gry z zakresem, który nas bije. Nie ma to sensu. To tak zwana manipulacja zasięgiem oponenta. Możliwe nawet, że co słabszy zawodnik zagra blefując i zgarniemy coś więcej w tej specyficznej ręce. Jeden bet możemy tu spokojnie sprawdzić. Zrozumienie tego kiedy zagrywać, a kiedy spokojnie zaczekać zostawiając przeciwko sobie więcej słabszych kart, to podstawa teorii showdownu.

źródło: easygameofpoker

Wesker
Nauczyciel, tłumacz, dziennikarz, mąż, świeżo upieczony ojciec i amator pokera. W wolnej chwili lubię powędrować korytarzami tworzonymi w wyobraźni Stephena Kinga. Nie pogardzę także dobrą grą jeśli dać mi jakiegoś pada w ręce. Muzycznie zatrzymany w latach 90-tych.