Czy ambasadorzy gry zatrudniani przez poker roomy przynoszą tym ostatnim zyski czy tylko kosztują ich niepotrzebnie pieniądze na marketing, które można by wydać o wiele lepiej? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, szczególnie dlatego, że nie ma skali w jakiej sukces wspomnianych „naganiaczy” można by zmierzyć. Bez wyznaczników sukcesu takich honorowych funkcji nie da się niestety określić, czy ich role są dobrze wypełniane. No chyba, że ograniczają się one do bardzo prostych kryteriów:

cristiano-ronaldo-signs-for-pokerstars1. Noszenie opaski lub naszywki z logo roomu podczas gry live i online.
2. Tweetowanie o marce i szerzenie jej świadomości gdzie się tylko da.
3. Zdobywanie jak największej ilości czasu antenowego przed kamerami.

Jeśli te zadania są naszymi celami, to ambasadorzy spełniają się idealnie. Ja jako właściciel poker roomu chciałbym jednak przydzielić moim „marketingowcom” nieco bardziej ambitne cele, przykładowo:

1. Interakcja z graczami i dostarczanie informacji na temat tego jak ulepszyć ofertę.
2. Promowanie marki i przyciąganie do niej nowych użytkowników.
3. Przewodzenie sporej grupie graczy.

Nie jest to łatwe, ale punkty numer 1 i 2 da się zmierzyć. Raz na jakiś czas wypadałoby zorganizować spotkanie, na którym wysłuchamy tego co zdaniem ambasadora spodobałoby się pokerowej społeczności danego roomu.

Dobry przykład z ostatnich tygodni to podpisanie kontraktu z Parkerem ‘TonkaaaaP’ Talbotem na 888Poker. Ten ruch ma sens. W mediach takich jak Twitch, YouTube śledzi jego poczynania ponad 80 tysięcy fanów. Będzie grał na 888Poker, promując produkty gamblingowe roomu wśród swoich wielbicieli. Istotne ponad miarę jest jednak to, ilu z nich tak naprawdę zdecyduje się na depozyt i regularną grę. Jeśli nikt, to wyrzucamy pieniądze rzeczywiście w przysłowiowe błoto. Wielu zawodnikom może bowiem podobać się stream Talbota, ale grać będą na PokerStars lub partypoker.

Jeśli chodzi o punkt 3, to Bodo Sbrzesny był doskonałym ambasadorem na partypoker. Niemiec nie jest może tak znany, ale swego czasu prowadził dużą grupę graczy, którzy regularnie zasiadali na stołach partypoker, ponieważ on był z nią powiązany. Moim zdaniem Patrick Leonard ma podobny potencjał, jest lubiany, umie grać i doskonale komunikuje się ze społecznością pokerową.

W takie elementy uderzać powinny poker roomy w obecnych czasach jeśli pieniądze wydane na marketing mają w jakikolwiek sposób zaprocentować. Czasy, gdy prawie każdy był sponsorowanym zawodnikiem FTP i PS dawno minęły.

źródło: calvinayre

Wesker
Nauczyciel, tłumacz, dziennikarz, mąż, świeżo upieczony ojciec i amator pokera. W wolnej chwili lubię powędrować korytarzami tworzonymi w wyobraźni Stephena Kinga. Nie pogardzę także dobrą grą jeśli dać mi jakiegoś pada w ręce. Muzycznie zatrzymany w latach 90-tych.