Być w Wietnamie i nie zobaczyć zatoki Ha Long Bay to tak, jakby być w Krakowie i nie widzieć…pijanych, awanturujących się Anglików! Dlatego też nie mieliśmy innego wyjścia, jak pojechać na północ Wietnamu by na własne oczy zobaczyć jeden z nowych siedmiu cudów natury (Siedem cudów natury). Najpierw samolot do Hanoi, a tam szukanie wycieczek na własną rękę. W biurze podróży polecono nam wybranie „Fun Boat” z większa ilością aktywnego spędzania czasu. Długo nas nie trzeba było przekonywać do tej opcji. Następnego dnia w środku nocy (około 8 rano) udaliśmy się autobusem w stronę zatoki. Szybko poznaliśmy pewną Kolumbijkę, która również udawała się na ten sam „imprezowy” statek. Skoro już po 10 minutach podróży poznaliśmy pierwszą współtowarzyszkę to dalej powinno być już tylko lepiej. Niestety nic bardziej mylnego! Na miejscu bowiem okazało się, że tego dnia wspomnianym statkiem udaje się w podróż nasza 5-cio osobowa ekipa oraz wymieniona wyżej dziewczyna. Plusem było to, że mieliśmy cały statek dla siebie, ale oczekiwaliśmy troszkę większej ilości osób.

for-timeline

Sama zatoka zajmuje powierzchnię około 1500km^2 na której znajduję się ponad 1900 skalistych wysp. Niektóre z nich są po prostu olbrzymi skałami wystającymi z wody, lecz jest tu również kilka większych wysp. Prawie wszystkie są porośnięte gęstą roślinnością, a na wielu z nich żyją m.in. małpy. Mieliśmy nawet okazję im się przyjrzeć z bliska, gdyż jedną z atrakcji „naszego” statku było pływanie kajakiem po zatoce. Większość wycieczek zawiera nocleg na statku pośrodku zatoki. Najprawdopodobniej wszystkie statki cumują w jednym miejscu gdyż wieczorem w zasięgu wzroku można było dostrzec co najmniej kilkadziesiąt podobnych statków. W nocy mieliśmy również okazję łowić jakimiś bambusowymi wędkami, lecz tego dnia nie było nam dane trafić na rybki (pewnie mieliśmy złe „table selection” i za dużo rekinów zebrało się w jednym miejscu ;)). W naszej wyciecze wybraliśmy opcję 3-dniową z kolejnym noclegiem na największej wyspie w zatoce, więc drugiego dnia, po przeniesieniu się na nowy statek, udaliśmy się w dalszą podróż. Tym razem płynęła z nami większa ilość osób, więc była okazja do porozmawiania z innymi ludźmi.

DSCF8321
W Ha Long Bay znajduje się wiele domów unoszących się na wodzie, a konkretniej zbudowanych na pustych butlach plastikowych. Są to najczęściej proste chatki, złożone z kilku blach. Mieszkają tam rybacy. W pobliżu głównej wyspy zatoki, zlokalizowane jest małe miasto pływających domostw, złożone z kilkuset osobnych wysepek. Znajduje się tam nawet szkoła!
DSCF8368

DSCF8344
Po dopłynięciu na wyspę postanowiliśmy wypożyczyć skutery i trochę ją pozwiedzać. Tym razem odbyło się bez większych przygód na drogach, co przy naszym szczęściu nie jest normą, chociaż i tak pojazdy pozostawiały wiele do życzenia. Nocleg mieliśmy w największym mieście w zatoce, zamieszkiwanym przez kilkanaście tysięcy ludzi. Na ulicach natomiast można było spotkać wielu turystów, zwłaszcza „plecaków” (bardzo często spotykanych w Azji Południowo-Wschodniej – backpackerów) więc tym razem nie byliśmy skazani tylko i wyłącznie na własne towarzystwo ;)
DSCF8279
Następnego dnia powrót do Hanoi odbył się już bez ciekawych przygód i na tym zakończyliśmy zwiedzanie cudów natury. Będąc w Wietnamie, zobaczenie Ha Long Bay jest obowiązkowe. Jest to niespotykane nigdzie indziej na taką skalę, dzieło natury. Cała zatoka robi wrażenie więc warto poświęcić chociaż dwa dni by ją zobaczyć.
du-lich-ha-long-tuan-chau
Na koniec chciałbym poruszyć kwestię pokerowe, a dokładniej postrzeganie nas, jako pokerzystów, przez innych ludzi. Podczas tej wycieczki poznaliśmy wielu osób, również troszkę starszych niż większość naszej społeczności i gdy słyszeli naszą odpowiedź na pytanie, czym się zajmujemy, pierwszą reakcją było zaskoczenie. Jednak w przeciwieństwie do większości Polaków, słyszących o tym po raz pierwszy, nie klasyfikowali nas jako zdegenerowanych hazardzistów, którzy stracą prędzej czy później cały majątek rodzinny. Wszyscy zadawali pytania chcąc się czegoś więcej od nas dowiedzieć i spróbować zrozumieć „z czym to się je”. Po krótkiej rozmowie dało się zauważyć, że choć dotychczas nie wiedzieli, że pokera można traktować jako pracę, zaczynali to akceptować i w przyszłości słysząc o jakimś pokerzyście będą go klasyfikowali podobnie jak np. inwestora giełdowego. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie jesteśmy ambasadorami pokera ;) Szkoda tylko, że większość Polaków, słysząc podobne historie, nie będzie zadawać pytań, tylko automatycznie zaszufladkuje gracza jako hazardzistę.

Z okazji nadchodząc Świąt życzę Wam byśmy w niedalekiej przyszłości nie byli już więcej postrzegani jako spadkobiercy Wielkiego Szu.

Do następnego!

Asia_Cruise_Junk_in_Halong_bay