W dzisiejszym wpisie podzielę się z Wami moimi przemyśleniami dotyczącymi tego, jak wygląda codzienny grind w turniejach MTT. 

Coś muszę robić dobrze. Nie ma dnia, żebym nie meldował się na jakimś stole finałowym. Póki co jednak nawet nie tyle, że nie domykam, ale nie mogę wskoczyć do upragnionego top-3. Gdzieś tam kończę zawsze na miejscach 7-4, tak więc niby jest dobrze, ale brakuje tego postawienia przysłowiowej kropki nad i. Jak na zupełnego debiutanta to myślę, że całkiem nieźle, ale powiedzieć, że kilka razy przeżyłem mocne rozczarowanie, to jakby nie powiedzieć nic. Kurde, no skoro się już jest na tym stole ostatnim, to nie po to, żeby tam tylko statystować, prawda?

Gdy zaczynałem swoją przygodę z turniejami, było to zaledwie kilka dni temu, już pierwszego dnia miałem FT-ka i duże szanse na wygranie turnieju. Jak już Wam wspominałem, wyszło wówczas moje niedoświadczenie przy obchodzeniu się z ICM-em. Tylko ten jeden błąd kosztował mnie kilkaset dolarów. Bolało bardzo, głupota boli, dlatego powiedziałem sobie, że więcej takiego błędu – mówię tutaj o błędach z gatunku tych bardzo oczywistych – nie popełnię. Trzymam się mocno tego postanowienia, ale nie zawsze wychodzi.

Gdybym miał powiedzieć, dlaczego w ciągu kilku wizyt na finałowych stołach nie doszedłem ani razu do top-3, to myślę, że po części na skutek wariancji, a po części dlatego, że gdzieś tam w głowie mam mentalność, że gram o pierwsze miejsce. Dlatego, jakby to ująć w żargonie piłkarskim, nie cofam stopy. Niestety wiąże się to najczęściej z działaniem wbrew temu, co głosi ICM. 2 lub 3 razy niepotrzebnie (?) ścierałem się z innym dużym stackiem, a że akurat nie wylosowało, to moi rywale zostawali masywnymi liderami i potem z łatwością wygrywali turniej. To na pewno leak, bo moim celem powinny być średnie stacki i shorty, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że właśnie takie starcie, i jego pozytywny rezultat, może doprowadzić do tego, że turniej wygra się sam, właściwie bez heads-upa. Niestety gdzieś tam umykają pieniądze z ewentualnego drabinkowania. Jak to mówił Ś.P. Roman Wilhelmi, „trzeba wiedzieć, kiedy przypierdolić, a kiedy odpuścić”. Tego jeszcze muszę się nauczyć.

Podstawą mojej nauki są materiały RYE. Pocieszam się, że w obszarach, które do tej pory zdążyłem przerobić, czyli właściwie tylko w grze preflop, i to tylko częściowo, poczyniłem bardzo duże postępy. Śmiem twierdzić, że na mikrostawkach „tajemna wiedza z tabelek” daje graczom ogromny boost i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, ze w dużej mierze to ona jest odpowiedzialna za te kilka „efteków” na moim koncie. Kiedyś bym może nie otworzył, sam bym nie zagrał all-in, czy tak luźno bym nie sprawdził. Teraz po prostu mniej takich profitowych sytuacji mnie omija. Oczywiście scenariuszy, a co za tym idzie również i tabelek, jest bardzo dużo i czeka mnie jeszcze ogrom pracy, żeby to wszystko nie tyle nawet, że spamiętać, co przede wszystkim zrozumieć. Nie staram się jednak z tym spieszyć. Wiem, że te sytuacje powtarzają się nagminnie, dlatego jeśli tylko będę analizował swoje rozegrane turnieje, to siłą rzeczy będę efektywnie przyswajał rekomendacje z tabel.

Z tym analizowaniem własnej gry jest póki co tylko dostatecznie. Miałem mniej grać, a więcej się uczyć, a póki co proporcje są niestety odwrotne, co mi się nie podoba. Ostatnio spędziłem 2x po 12 godzin w pociągu, specjalnie wykupiłem miejsca w 1 klasie, żeby w czasie pandemii stykać się z mniejszą liczbą ludzi, ale również dlatego, żeby w trakcie drogi móc analizować sesje. Owszem, gniazdka były, i to po jednym na głowę, ale co z tego, jak w jedną i w drugą stronę żadne z nich nie działało. Myślałem, że mnie szlag jasny trafi. Z drugiej strony PKP Intercity od lat przyzwyczaiło mnie do bylejakości i nic, nad czym bardzo ubolewam, w tej kwestii się nie zmieniło. Nie wiem, czego się spodziewałem.

Plan na najbliższe dni jest następujący. Nauka – muszę dalej posunąć się z materiałami RYE – oraz hand history review – głównie scenariusze z RFI, różne stacki, różne pozycje, co nie zgadza się z tabelkami, jak przebiega akcja dalej. Jeśli to nie będzie zrobione, nadrobione, to nie siadam nawet do niedzielnej sesji. Tyle u mnie. A co u Was? Do usłyszenia w przyszłym tygodniu.

Jak grać dalej na PartyPoker?

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?