Doyle Brunson foto Drew Amato Poker Central
Doyle Brunson/ foto. Drew Amato/Poker Central

15 maja zmarł Doyle Brunson. Pokerzysta miał 89 lat. Niby człowiek spodziewał się, że taki dzień kiedyś nadejdzie i jakoś się na to przygotowywał, jednak, gdy to już się stało, a informacje o śmierci Brunsona się potwierdziły, było mi naprawdę bardzo przykro. Dziś opowiem trochę o tym, za co najbardziej podziwiam tego pokerzystę. 

ZOBACZ TEŻ: Nie żyje „ojciec chrzestny pokera” Doyle Brunson

Od dwóch dni w mediach branżowych na całym świecie powstają dziesiątki tekstów poświęconych legendarnemu graczowi. Większość z nich skupia się na tym, kim był „Texas Dolly”, na jego osiągnięciach oraz na tym, jak na jego odejście zareagowali członkowie społeczności. Jest to podejście zrozumiałe. Jednak nie chcąc się powtarzać, przygotowałem wpis blogowy dotyczący tego, czym najbardziej zaimponował mi Doyle Brunson w trakcie siedmiu dekad swojej pokerowej aktywności.

Pięć do siedmiu dekad gry w pokera z sukcesami

Gdy przeglądałem pokerowe media, widziałem teksty, w których pisze się o tym, że Doyle Brunson był aktywny pokerowo przez trochę ponad 50 lat. Ja skłaniam się do tego, żeby uznać, że to było bliżej 7 dekad. Z biograficznej części jego książki „Super System” można wyczytać, że już 1954 roku Brunson, wówczas jeszcze student, zdołał zapłacić za swoją dalszą edukację – ostatni rok – z pokerowych wygranych. Gdy skończył studia, próbował swoich sił w handlu bezpośrednim, jednak szybko porzucił posadę handlowca i całą swoją uwagę skupił na grze w pokera. Jeśli przyjmiemy, że zaczął zawodowo grać w 1956 roku i grał do 2022 roku, wychodzi „tego wszystkiego” 66 lat grania.

W mojej ocenie jest to największe osiągnięcie Doyla Brunsona. Ono znika z oczu w zestawieniu z dziesięcioma wygranymi na WSOP, w tym dwoma wygranymi Main Eventami, ale każdy, kto kiedykolwiek próbował utrzymywać się z gry, zrozumie, jak wielki był to wyczyn. Brunson radził sobie w grach cash live zarówno w czasach, gdy żyli: Johnny Moss, jak i Stu Ungar, ale również w erze Phila Iveya, a potem w kolejnych latach, gdy pojawiła się „pokerowa młodzież”, która gry uczyła się już ze wsparciem komputerów i nowoczesnej teorii pokera opartej na równowadze Nasha i GTO.

Był jednym z tych, którzy wynaleźli dla nas „koło”

Czy w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia pokerowa teoria w ogóle istniała? Wątpię. Przypuszczam, że najlepsi gracze po prostu dzielili się ze sobą swoimi spostrzeżeniami i w ten sposób rozwijali ogólne pojęcie o grze. Wydana w 1978 roku książka pod tytułem: How I Made Over $1,000,000 Playing Poker, której tytuł zmieniono dopiero w 2002 roku na „Super System”, była tak naprawdę dziełem przełomowym, otwierającym drzwi do rozwoju pokerowej teorii. 

Warto pamiętać o tym, że Brunson nie napisał jej sam, ale we współpracy z praktykami i teoretykami, którzy podzielili się swoją ekspercką wiedzą. Byli to: Mike Caro, David „Chip” Reese, Joey Hawthorne, Bobby Baldwin oraz David Sklansky. Lista osób, które wspomagały Doyla Brunsona, jest dłuższa, wymieniłem tylko autorów poszczególnych rozdziałów.

Do czego zmierzam? To właśnie na łamach „Super Systemu” zostały po raz pierwszy opisane takie pojęcia jak: telle, styl tight-aggresive (selektywny, ale agresywny), bankroll management, kontrolowanie emocji etc. Ja mam świadomość, że to nie są tzw. „definitive guides” na dany temat, a jedynie liźnięcie niektórych z nich, to jednak Brunson i ekipa sprawili, że ludzie zaczęli na ten temat myśleć, a to napędziło dalszy rozwój.

Tak na marginesie tylko dodam, że słynna książka „The Theory of Poker” Davida Sklansky’ego, która usystematyzowała, znacznie rozszerzyła, a także dodała nowe pojęcia do pokerowej teorii i uczyniła z tej dyscypliny przedmiot, nazwijmy go, akademicki, ujrzała światło dzienne dopiero w 1997 roku. To było 20 lat później.

Łączył sobie kowboja z Teksasu z dżentelmenem

Jestem realistą. Wyobrażam sobie, że Brunson musiał mieć swoje za uszami, szczególnie w erze, gdy z wraz z „Amarillo Slimem” i „Sailorem” był ciągle w drodze poszukiwaniu pokerowej akcji. Po prostu słabeusz by nie przetrwał na pokerowym „Dzikim Zachodzie”. A że był to świat „dziki”, wspominał o tym sam Brunson, który twierdził, że w tamtych czasach wygrywanie było najprostsze. Znacznie trudniejsze było opuszczenie miasta z pieniędzmi i w jednym kawałku. „Texas Dolly” pisał też o tym, że kilka razy w życiu zdarzyło mu się być w sytuacji, gdy to on znajdował się po tej „niekorzystnej stronie” lufy pistoletu…

Mając na uwadze powyższe, warto wspomnieć, że z wypowiedzi ludzi na Twitterze wyłania się obraz człowieka, który jeśli chodzi o rywalizację, to nigdy nikomu nie odpuścił, a jednocześnie zachowywał się z klasą. Lon McEachern, wieloletni komentator WSOP dla telewizji ESPN, mówi, że Brunson był zawsze serdeczny, skory do pomocy, ale odnosił wrażenie, że pod tą zewnętrzną powłoką znajduje się hazardzista z krwi i kości, który w każdej chwili był gotowy do gry.

Dla odmiany można przytoczyć słowa Jennifer Tilly czy Jennifer Harman. Pierwsza nawet specjalnie nie miała za złe Brunsonowi, gdy ten wyrzucał ją dobrym blefem z rozdania, bo zawsze robił to bardzo taktownie. Druga traktowała zmarłego nie jako pokerową legendę, a bardziej jak ojca. O swoich spotkaniach z Doylem Brunsonem napisał w dniu jego śmierci również Dutch Boyd, który najpierw przyznał, że Brunson odmienił życie wielu osób, a potem wychwalał go za to, jakim był człowiekiem w trakcie ich spotkań.

Żeby przełamać ten obraz, warto wspomnieć np. że gdy tylko w jego dzielnicy doszło do serii włamań, Brunson poinformował na Twitterze, że zawsze ma przy sobie pistolet i że sięga po niego za każdym razem, gdy parkuje samochód pod swoim domem. Mówiłem, ze kowboj…

Podsumowanie

Jest to trochę wyświechtane określenie, ale myślę właśnie, że określenie „ikona pokera” pasuje do Doyla Brunsona znakomicie. Przecierał szlaki. Dzielił się wiedzą. Stał się inspiracją dla wielu pokoleń graczy. Przetrwał w rywalizacji ze starą i nową gwardią. Zachowywał klasę. Zachowywał umysłową sprawność i ducha walki/rywalizacji rok przed 90-tymi urodzinami.

Kończąc, w newsie o śmierci Brunsona pisałem o tym, że zakończyła się pewna era w świecie pokera. To również mogło zabrzmieć jak frazes, ale jestem przekonany, że to całkowita prawda. Niewielu pokerowych „kowbojów” chodzi jeszcze po ziemi. Pewnie jeszcze mniej z nich jest tak światłych umysłowo w jesieni swojego życia, jak światły był Brunson. Kto wierzy, niech się pomodli za jego duszę, kto nie wierzy, niech o nim nie zapomina. Zawdzięczamy mu bardzo, bardzo dużo. Spoczywaj w pokoju, mistrzu.

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?