Bartosz Wiśniewskie Poker Fever

Zapraszamy Was serdecznie do przeczytania wywiadu, którego udzielił nam Bartosz Wiśniewski. Pokerzysta z Polski kilka dni temu zajął 4. miejsce w trakcie Main Eventu Poker Fever Series, za co zainkasował 308.200 CZK. Poznajcie naszego gościa i jego historię od momentu rozpoczęcia gry w pokera do sukcesu w Ołomuńcu.

Jak zaczęła się twoja przygoda z pokerem?

– Wydaje mi się, że zobaczyłem chyba gdzieś jakąś reklamę w internecie. To wydarzyło się, jak byłem na pierwszym lub drugim roku studiów. Zarejestrowałem się na InteliPoker i zacząłem oglądać filmiki instruktażowe, które były tam dostępne. Przez kilka miesięcy grałem na „play money” i w ten sposób poznawałem grę. Po sukcesie Dominika Pańki na EPT Malta zdecydowałem się na wpłacenie 20$ na PokerStars. Chciałem przekonać się, ile już sam potrafię. Od tamtej chwili sukcesywnie buduję swój bankroll.

Na jakich grach?

– Interesowały mnie tylko turnieje MTT. Grałem we wszystko z maksymalnym buy-inem wynoszącym 1$. Szło mi dobrze. W ciągu kliku miesięcy zaliczyłem kilka występów na stołach finałowych i mój bankroll urósł do kilkuset dolarów. Niestety wkrótce otrzymałem „bad beata” od PokerStars. Pojechałem do pracy do Anglii. Stamtąd zalogowałem się na swoje konto i zostało ono zablokowane.

Co było potem?

– Znalazłem alternatywę dla PokerStars i przeniosłem się na 888Poker. Na ten room również wpłaciłem 20$. Miałem ogromne szczęście, bo chwilę po tym udało mi się wygrać w darmowym turnieju, w którym startowało 17.000 osób. Zdobyłem środki na grę. Oczywiście trzymałem się tylko mikrostawek. Na „ósemkach” też udało mi się wygrać kilka eventów i kilkakrotnie występowałem również na stołach finałowych. W ten sposób powstał mój bankroll.

Jak do twojej gry podchodzi rodzina i bliscy. Rozumieją twoje hobby?

Część tak, a inni trochę mniej. Część nie bierze tego na poważnie i stale mi dogryza – tj. pyta, czy już chcę ogłosić bankructwo i czy mają mi dosłać pieniądze. Są i tacy, którzy we mnie wierzą i twierdzą, że takie sukcesy mi się należą „jak psu buda”. Tak naprawdę to liczy się dla mnie w tej kwestii tylko zdanie mojej narzeczonej, mojej przyszłej żony. Ona rozumie, co robię i to jest dla mnie najważniejsze.

Opowiedz o swoich pierwszych doświadczeniach w grze na żywo?

– Gdy pojawił się event Poker Fever i satelity online, to założyłem swoje konto na PartyPoker. Od razu próbowałem wywalczyć bilet do eventu inauguracyjnego, ale niestety nie zdołałem wygrać żadnej wejściówki. Ta sztuka udała mi się dopiero w czasie kwalifikacji do pierwszej edycji Poker Fever CUP. To było moje pierwsze doświadczenie w grze na żywo w turnieju z jakimś znaczącym wpisowym – niestety rozdałem swoje żetony już w ciągu pierwszych dwóch godzin.

To były wcześniej jakieś inne doświadczenia? Masz na myśli domówki?

– Jak byłem w Anglii, to jeździłem do kasyna i brałem udział w turniejach z wpisowym wynoszącym 5 lub 10 funtów. Pamiętam, że na dzień przed wylotem do kraju udało mi się w takim turnieju dojść na stół finałowy; 5 funtów zamieniłem wówczas na 150 funtów nagrody. To był mój pierwszy sukces w grach na żywo.

Czy przed występem w listopadowym Poker Fever Series grałeś gdzieś jeszcze?

– Pojechałem na turniej do Bratysławy. Wpisowe do niego wynosiło 170€. Wejściówkę wygrałem w satelicie za 1€ na Betsafe. Tym razem moja turniejowa przygoda trwała nieco dłużej – od stołu musiałem wstać dopiero pod koniec pierwszego dnia gry.

Na Poker Fever wróciłem podczas drugiej edycji PF CUP. Bilet do Main Eventu zdobyłem w satelicie na PartyPoker. Tym razem poszło mi znacznie lepiej. Dobrze mi się grało, ale ponownie nie udało mi się awansować do drugiego dnia.

Bartosz Wiśniewski - FT Poker Fever Series

I potem nastąpił przełom, wspaniały występ na listopadowym Poker Fever Series…

– Najpierw jeszcze wygrałem na PartyPoker dwa bilety do Main Eventu. W Ołomuńcu pojawiłem się na starcie dnia 1C. Grałem od godz. 12:00, a moją pierwszą szansę pogrzebałem tuż po wybiciu godz. 19:00. Chwilę potem siedziałem już w fazie 1D i muszę przyznać, że gra układała mi się bardzo dobrze. Gdy nad ranem skończyliśmy grać, okazało się, że jestem liderem tego dnia startowego. Nie mogłem w to uwierzyć. Można powiedzieć, że byłem w szoku.

Co w największym stopniu wpłynęło na twoją świetną postawę w czasie dnia 1D?

– „Gierka” mi się bardzo dobrze układała. Trafiałem świetne spoty. Moje układy stale się kompletowały. Nie bez znaczenia były też moje umiejętności. Wszystkie czynniki składające się na sukces tego dnia pięknie dla mnie zagrały. Nie wiedziałem, że coś takiego jest w ogóle możliwe.

Żarło?

– No po prostu żarło mi niesamowicie. Wywalałem ze stołu jednego przeciwnika za drugim. Przez ostatnie trzy godziny padali jak muchy.

Potem przyszedł czas na dzień drugi. Nadal tak dobrze ci się grało?

– Tak. Miałem bardzo dużo żetonów, dlatego od razu mogłem podporządkować grę i stół pod siebie. Dużo otwierałem. Dużo 3-betowałem. Czułem, że moi przeciwnicy trochę się mnie bali. Trafiłem fajną pulę, asy na króle, co też mi pomogło budować jeszcze wyższe wieże z żetonami.

Kilkanaście godzin później walczyłeś już o udział na FT. Jak wspominasz tamten moment?

– Dopiero wtedy zaczęły się schody. Grało mi się bardzo ciężko. Spadłem na niski stack. Dwa lub trzy razy znajdowałem się w sytuacji sprawdzonego all-ina i za każdym razem udało mi się wyjść z tarapatów obronną ręką. Warto to podkreślić, bo we wszystkich przypadkach moja ręka znajdowała się na przegranej pozycji. Szczęśliwe boardy sprawiły, że dwukrotnie połamałem króle, a za trzecim razem dobrałem kolor na river i moja zdominowana ręka okazała się zwycięska.

Na semi-FT siedziałem z samymi Czechami, którzy próbowali mnie wpuścić w maliny. Wówczas Jack Daniels wziął mnie na stronę i doradził mi, żebym grał swoje i nie wdawał się z nimi w dyskusje, bo wiadomo, że będą próbowali mnie onieśmielić czy wyprowadzić z równowagi.

– Najważniejsze, że się udało, a Ty kilkanaście godzin później przystąpiłeś do walki o ponad 850.000 CZK. Co wtedy czułeś?

– W ogóle nie docierał do mnie ten sukces. Pisałem do mojej dziewczyny, że mam już zagwarantowane kilka tysięcy złotych, że już mogę wracać… Nie docierało to do mnie, że będę walczył o tak duże pieniądze. Cieszyłem się z tego, że sprawy układają się po mojej myśli i że nie popełniam zbyt wielu błędów.

Stresowałeś się prze rozpoczęciem gry? Może onieśmielały cię światła jupiterów i działające kamery?

– Nie. Przez te 3 dni już tak się przyzwyczaiłem do żetonów, do kart, do siedzenia przy stole, że raczej nie. Dużo bardziej stresowałem się w czasie gry w dniach startowych. Oczywiście o moim występie na FT dowiedziała się rodzina i znajomi. Wiele osób mi kibicowało i byłem bardzo szczęśliwy z tego, że miałem takie wsparcie.

A jak układała ci się sama gra na FT?

Stół finałowy to była jakaś porażka. Opuściło mnie szczęście i nie otrzymywałem żadnych dobrych układów. Ciężko było osiągnąć coś więcej niż to czwarte miejsce. Ale i tak jestem bardzo zadowolony, bo to duży sukces dla amatora, dla którego poker jest pasją, a nie pracą. Oby w kolejnych edycjach również dobrze mi się powodziło.

Miałeś jakiś konkretny plan/strategię na grę w finale? Odnieśliśmy wrażenie, że zacząłeś grać bardzo zachowawczo.

– Nie chciałem popełnić jakiegoś głupiego błędu, dlatego wolałem się dwa razy zastanowić i pewne ręce odpuścić, niż później żałować straconych żetonów. Nie uważam, że grałam bezbłędnie. Mam świadomość pewnych braków w mojej grze, które związane są z zakresami pushowania, callowania i w ogóle w ICM-ie, dlatego podszedłem do sprawy zachowawczo. Nie chciałem zbyt szybko zostać short stackiem.

Jaki był twój stosunek do 7-osobowego deala?

– Deal był mi na rękę. Dostawałem słabe karty, a do tego czułem, że moi przeciwnicy są lepsi ode mnie pod względem pokerowych umiejętności. Przed rozpoczęciem gry w finale umieściłem się na jakimś piątym lub szóstym miejscu wśród finalistów. W tej sytuacji zdecydowałem się wziąć coś pewnego, żeby potem nie żałować, że nie mam 300.000 CZK, tylko np. 100.000 CZK. Jakbym wygrał, to oczywiście bym żałował, że wziąłem deala. (śmiech). Ten drugi Czech, który z Papackiem występował w heads-upie, miał przy 8 graczach pozostających w grze 1 BB i udało mu się z tego wrócić do gry. Niesamowite. Jak widać, wszystko się mogło zdarzyć.

To tak tylko z boku wygląda, że wszyscy boją się Romana Papacka?

– Moim zdaniem jest dobry. Wie kiedy uderzyć, wie jak uderzyć i na pewno jest solidnym graczem live. Ja się go nie bałem, ale wolałem nie wdawać się z nim w awantury, po których musiałbym wyrzucać marginalne układy do jego all-ina na riverze. Na semi-FT udało mi się skorzystać z jego agresji i dwukrotnie złapałem go, gdy miałem silne układy. Tutaj też chciałem tak zrobić. Wiedziałem, że muszę być cierpliwy i że muszę poczekać na sprzyjające okoliczności. W ogóle to bardzo sympatyczny człowiek. Bardzo fajnie mi się z nim grało. Należało mu się to zwycięstwo.

Wygrałeś ponad 300.000 CZK (ok. 50.000 zł). Czy ta wygrana zmienia w jakiś sposób twoje podejście do gry? Czy planujesz bardziej na poważnie zająć się pokerem?

– Jeszcze niedawno rozważałem zajęcie się pokerem na poważnie. Ostatecznie nie zdecydowałem się jednak na ten krok i z perspektywy czasu nie żałuję tego. Cieszę się, że poker pozostał moją pasją. Granie zawodowe jest z pewnością fajną pracą, ale z drugiej strony gra rekreacyjna dostarcza chyba więcej radości. Fajnie jest, gdy możemy włączyć sobie sesję wtedy, kiedy mamy na to czas i ochotę, niekoniecznie musi odbywać się to dzień w dzień.

Mi najbardziej zależy na tym, żeby zabezpieczyć sobie środki finansowe na pokerowe wyjazdy, tak 2-3 razy w roku. Na pewno będę też walczył o wejściówki online do turniejów organizowanych w Czechach i w Niemczech, może nawet w Austrii.

Zamierzam również nadal się uczyć, bo bez tego przestanę się rozwijać i będę mógł tylko pomarzyć o dobrych rezultatach.

Wybierasz się na grudniowy Poker Fever CUP?

– Nie, ten przystanek odpuszczę. Już wcześniej planowałem, że wezmę udział w turnieju Mega Stack w Pradze. Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób PokerStars organizuje swoje przystanki live. Z racji sentymentu do tego poker roomu – tam wpłaciłem mój pierwszy depozyt – chcę wziąć udział w evencie przez nich organizowanym.

– Na koniec powiedz naszym Czytelnikom, co myślisz o eventach z serii Poker Fever?

– Moim zdaniem znaczącą zaletą są satelity organizowane online. Dzięki niewielkiemu wpisowemu mogą w nich brać udział gracze z mniejszymi bankrollami. Bardzo podoba mi się też deepowa struktura Main Eventu. Pierwszy raz zafundowałem sobie taki maraton pokerowy i muszę przyznać, że byłem zmęczony. Domyślam się, że dla graczy zawodowych to jednak norma.

Nie podobało mi się tylko to, ale to już raczej sprawa leżąca w gestii kasyna, że graczom pozwala się palić w strefie przy automatach. Szkoda też, że takie wydarzenia nie mogą być organizowane w Polsce, tzn. mogą, ale wszyscy wiemy, jak jest…

Dołącz do najlepszych na PartyPoker!

Dołącz do najlepszych na PartyPoker - Johnny Lodden!

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?