Złe nawyki to jeden z największych problemów, które dotykają graczy z najniższych limitów. Oczywiście na początku nikt nie gra w pokera perfekcyjnie. Rzecz w tym, żeby swoje złe nawyki zidentyfikować i postarać się ich pozbyć. I nie ma w tym niczego wstydliwego – nawet światowej klasy profesjonaliści na początku swojej pokerowe kariery musieli zmierzyć się z tym samym problemem.
Własne złe nawyki to jedno, cudze błędy to drugie. Najlepiej uczyć się na błędach cudzych, więc walcząc z własnymi słabościami nie zapominajmy o ułomnościach naszych rywali. Z jednej strony chętnie je wykorzystamy, z drugiej niech będą materiałem do naszej pracy nad sobą.
Nit czy LAG?
Co można zauważyć przy stolikach najniższych limitów, większość początkujących graczy stosuje jedną z dwóch strategii gry. Albo maksymalnie zawężają zakres rąk albo wręcz przeciwnie – agresywnie rozgrywają wiele najróżniejszych układów startowych.
Tak więc w czerwonym narożniku mamy pana Nita. Gra naprawdę tight, betuje wyłącznie z nutsami, rzadko kiedy blefuje a na wyższe stawki wchodzi dopiero po uzbieraniu 180 buy-inów. Na plecach ma wymalowany wielki napis „BEZPIECZEŃSTWO”.
W narożniku niebieskim do walki szykuje się pan LAG. Gra bardzo luźno, kocha blefować a w jego słowniku nie występuje fraza „bankroll management”. Akcja to jego żywioł. Na klacie wielki tatuaż „HAZARD”.
Większość graczy plasuje się ze swoim temperamentem gdzieś pomiędzy tymi dwiema ekstremami. Autor tego opracowania jest z natury i wyboru raczej nitem, wiec właśnie z perspektywy gracza tight będziemy przyglądać się złym nawykom początkujących pokerzystów.
Gra zbyt tight
Pierwszym problemem, który dotyka każdego naturalnego nita, jest jego zbyt ciasna gra. Taki zawodnik, zanim się opamięta, gra tylko wysokie asy, dobre broadwaye lub pary. Innymi słowy jest maszyną do foldowania preflop.
Takie podejście do gry wciąż może być prawidłowe i dochodowe, ale wyłącznie na najniższym limicie, czyli NL2. Ale nawet wtedy, gdy zamurujemy się na najniższych stawkach, nasz winrate będzie niewielki i bokiem nam poucieka masa EV.
Jeżeli taka jest twoja strategia gry, rozwiązaniem problemu nie będzie jednak rozpoczęcie festiwalu podbijania każdego suited connectora i 3-betowania z J9 w kolejnej sesji. Postęp w rozgrywaniu większej ilości rąk powinien być delikatny i stopniowy.
Zamiast tego zacznijmy od podbijania większej ilości rąk, gdy jesteśmy na pozycji. To pozwoli nam łagodniej przyzwyczaić się do rozgrywania rąk o mniejszej sile. Oraz osiągnąć dodatkowy zysk z tej sytuacji, gdyż cała kasa w pokerze kręci się w okolicach buttona.
Po drugie, jak już wspomnieliśmy, najlepiej otwierać naszą grę małymi kroczkami. Więc jeżeli teraz podbijamy z późnej pozycji z A9 lub lepszymi rękami, spróbujmy dodać do tego następnym razem A8. Gdy poczujemy się komfortowo grając z nieco szerszym zakresem, dodajmy A7, i tak dalej.
Z czasem możemy nieco otwierać naszą grę na innych pozycjach, ale róbmy to z wyczuciem i powoli. Pamiętajmy o jednym – będąc na pozycji powinniśmy grać 3 razy więcej rąk niż wtedy, gdy nie jesteśmy na pozycji. Również na blindach powinniśmy grać relatywnie tight.
Nie są to tylko dobre rady zatwardziałego nita. Tak po prostu działa ta gra. Kto nie wierzy, niech zajrzy do swojej bazy w Pokertrackerze czy Hold’em Managerze i sprawdzi wygrane w zależności od pozycji.
Gdy dojdziemy do stawek NL25 i wyższych, będziemy chcieli zacząć balansować nasze zakresy dla każdej pozycji. Ale na NL10 i niżej, większość naszych przeciwników nie będzie zwracała uwagi na takie drobiazgi, jak nasz zakres. Wyciskajmy więc ile się da z uprzywilejowanych miejsc z szerszym zakresem, a na pozycjach gorszych (EP i blindy) zachowujmy zdrowy rozsądek i dobierajmy ręce nieco bardziej wybrednie.
Obawa przed blefowaniem
Dużo czasu może upłynąć, zanim nit przyzwyczai się kraść blindy z czymś innym niż broadway, para czy premium hand. Zakład kontynuacyjny jako blef? Druga beczka? Dla początkującego nita to raczej szalone koncepcje.
Ale w dzisiejszych czasach, jeżeli od czasu do czasu nie zabetujemy w sprzyjających okolicznościach z niczym na ręku, nasz winrate mocno na tym cierpi.
Oczywiście nie mówimy tutaj o triple barrel blefie z 5 high. To by było samobójstwo na najniższych stawkach, gdzie spotkamy masę graczy, którzy sprawdzą każdy zakład z każdymi kartami. Chodzi o to, by kraść blindy z 40-50% rąk, c-betować flopa w 60-70% przypadków czy double barrelować 50% sytuacji. Te numerki naturalnie nie są sztywne, gdy wejdziemy na wyższe stawki należy je nieco zmodyfikować, ale idea jest czytelna. Powinniśmy betować również wtedy, gdy nie mamy dobrych kart i tyle.
Nie zaszkodzi przy okazji mieć nieco equity. Jeżeli siedzimy na buttonie i wszyscy do nas sfoldowali, my także powinniśmy sfoldować nasz 83o, dopóki nie będziemy na sto procent pewni, że na blindach siedzą maksymalne nity.
I podobnie po flopie, nie chcemy przecież na oślep barellować z niczym, z żadną parą ani drawem, gdy przy stole siedzi kilku calling stations. Powinniśmy mieć jakieś equity, korzystną strukturę boardu, i co najważniejsze, rywali, którzy potrafią spasować swoje karty!
Zasadą jednak jest to, że nie możemy bać się czasami zablefować na mikrostawkach. Ta umiejętność bardzo nam się przyda na wyższych limitach. Zwracajmy jednak uwagę na statystyki naszych przeciwników i wybierajmy do takich zagrań tych, którzy nauczyli się już zrzucać karty.
W części drugiej – o zrzucaniu „dobrych rąk” i strachu przed wchodzeniem na wyższe limity.