Bycie felietonistą to świetna sprawa dla każdego, kto lubi od czasu do czasu coś – mniej lub bardziej – sensownego wystukać na klawiaturze. W pierwszej chwili miałem na myśli ’nabazgrać na kartce’, ale hej! Kto dziś jeszcze pisze na kartkach? Są tacy ludzie? Ja nawet od wychowawczyni mojego synka ze szkoły dostaję e-maile… Mniejsza o to. Świat idzie do przodu, wszystko dookoła pędzi niczym Ayrton Senna w swoim bolidzie, ale tak jak w przypadku owego trzykrotnego mistrza Formuły 1, czasem coś może zawieść. Tak samo ogólny postęp, który wokół obserwujemy, nie jest idyllicznym efektem rozwoju technicznego, gospodarczego, naukowego. Co prawda, pewnie chcielibyśmy, aby tak było, ale to utopia i surrealizm. Praktycznie każde działanie Homo sapiens niesie za sobą efekty uboczne.
Podobnie jest w naszym, póki co dość hermetycznym, świecie pokerowym. Hermetycznym niekoniecznie z naszej winy, bądź świadomego wyboru. Zostaliśmy niczym Paul Conroy, grany przez Ryana Reynoldsa w filmie 'Buried’, trafieni rykoszetem pseudo-politycznej walki o dobro ogółu i zakopani w trumnie grubo pod ziemią, gdyż tak jak 'wszyscy amerykanie są źli’, tak też pokerzyści – traktowani na równi z grającymi w ruletkę, black jacka czy na automatach – są po prostu hazardzistami, marginesem społeczeństwa i trzeba tych rodaków, którzy jeszcze nie wdepnęli w owe sidła, przed tym niebagatelnym złem ochronić. I tak tkwimy (tymczasowo?) w owym undergroundzie powszechnie akceptowalnych postaw obywatelskich, w świecie, który – na szczęście – powoli wychodzi z zaściankowości myślenia i bzdurnych stereotypów.
Lepsze jutro?
Ostatnio coś drgnęło, coś się ruszyło w kwestii zmian prawnych w naszym drogim kraju, w sprawie dotyczącej naszej ulubionej karcianki. Może nie wystartowało z kopyta, nie ma nagłego BOOM i zwrotu o 180% stopni. Nie zeszła lawina pomysłów, ustaw i decyzji. Może i dobrze, bo lawiny raczej czyszczą teren i niszczą wszystko, co na spotkają na drodze, a my nie chcemy zniszczenia obecnej – mimo owego niby zakazu – swobody gry, ani wyczyszczenia naszych portfeli, tudzież sejfów, skarpet, kieszeni – każdy może sobie dopasować własne przechowalnie skarbów. Póki co zobaczyliśmy w oddali błysk możliwych zmian, ale – tak jak w przypadku odległej póki co burzy – nie słychać grzmotu działań, nie czuć wilgoci spadających na nas ustaw. Spodziewać się jednak możemy, że ta 'burza’ w końcu do nas dojdzie.
Kontrowersje…
Nie tak dawno, bo jakieś trzy tygodnie wstecz, ukazał się na pewnym portalu pokerowym artykuł autorstwa mojego znajomego i – nie przesadzając – jednego z najbardziej cenionych felietonistów piszących o tej właśnie tematyce. Artykuł zatytułowany – 'Na Legalu’.
’Ejs’ poruszył w nim kwestię tego, czy powinniśmy chcieć legalizacji, czy racja osób klikających mikrostawki i będących zadowolonym z obecnej sytuacji jest racją uniwersalną, no i w końcu, czy zmiana prawa w naszym kraju będzie dobra lub zła dla pokerzystów i z czego wynikają różne zdania na ten temat. Felieton być może kontrowersyjny, z pewnością jednak 'dotykający’ tych, którzy na forach krzyczą do poborców podatkowych 'łapy precz od mojej forsy’, którzy są zadowoleni z faktu zarabiania, nawet na dość niskich stawkach, większych kwot, niż przeciętny rodak. Zerkając na komentarze obok artykułu od razu można dostrzec sporą grupę osób pragnących zachowania 'status quo’, niechętnie patrzących na polityków, już prawie wyciągających bezczelnie swe 'chciwe łapska’, by zagarnąć ich własne, ciężko wyklikane blindy, bądź buy-iny.
Jak też Ace B. napisał, cytuję: ’mieć swoją rację nie znaczy mieć rację’. Chociaż z jednej strony doskonale rozumiem ogólną niechęć do płacenia podatków dochodowych, VAT-ów i innych, co rusz to nowych, opłat, z których – w ogólnej opinii – raczej nic pożytecznego nie wynika, to jednak – fundamentalnie – zgadzam się z opinią autora. Jak to możliwe?
Przede wszystkim warto spojrzeć na sedno. Zwolennicy braku zmian poruszają takie struny problemu jak – ’Ci którzy zarabiają sześciocyfrowe kwoty nie mają problemu z legalizacją dochodu’, ’Jak ktoś zarabia dziesiątki, bądź setki tysięcy na pokerze, to załatwi sobie rezydenturę w UK’, ’Rząd nam dowali pewnie 30% podatku, i to obrotowego a nie dochodowego’, etc…
Głównym problemem, uwidaczniającym się w tych sparafrazowanych wypowiedziach, jak i w tych, których nie przytoczyłem, jest ogólna niechęć do oddawania rządowi czegokolwiek z własnych wygranych. Póki co – nielegalnie wygranych. Nie rozumiem w tym momencie, jak można nie dostrzegać paradoksu tej sytuacji i idącej za tym hipokryzji.
Dlaczego tak możne słowa? Otóż paradoksem jest to, że opowiadając się za brakiem legalizacji, jako pokerzyści, jesteśmy w świetle naszego prawa – mówiąc być może trochę przesadnie – kryminalistami. Nie dość że nielegalnie zarabiamy, jeżeli oczywiście klikamy na jakichkolwiek internetowych poker-roomach, to na dodatek nie dzielimy się tym z państwem. W praktyce prawo jest oczywiście martwe, bo nikt tego – póki co – nie egzekwuje. Co nie znaczy, że – w przypadku braku działań dążących do unormowania tej kwestii prawnie – ktoś się w końcu za to nie weźmie. A jeżeli doszło by do unormowania prawnego pokera w naszym kraju, a ktoś by wciąż nie chciał się dzielić swoją miską zupy z naszym drogim państwem, to dalej przecież może szukać sposobu unikania składania daniny na rzecz urzędu skarbowego. I właśnie z tego względu, iż osoby, które obecnie nie działają zgodnie z prawem grając w pokera, po legalizacji będą mogły owe nielegalne działanie kontynuować poprzez nie płacenie podatków, w moim odczuciu popadają w hipokryzję. Takie osoby mówią niejako do pokerzystów pragnących uczciwie i legalnie zarabiać, żyjąc i mieszkając w naszym kraju – ’kombinujcie, jak zalegalizować wasze pieniądze, bo nam jest dobrze z naszymi nielegalnymi dolcami’.
Przewróciło się, niech leży.
Prawdą jest to, że o legalizację zabiegają głównie osoby nie widzące problemu w sensownym opodatkowaniu wygranych z pokera, które chcą móc na pytanie: ’czym się zajmujesz?’ – odpowiedzieć bez skrępowania i wymyślania: ’jestem pokerzystą’ i które w końcu chciałyby wydać swoje – już całkowicie pełnoprawnie zarobione – pieniądze na dowolne dobra, jakie się im zapragnie nabyć. Bez strachu przed wpadnięciem w imadło lustracji skarbowej. Jeżeli uregulowanie prawne pokera komuś nie odpowiada, to czy może mieć pretensje do drugiej strony, która nie chce być podziemiem, marginesem i działać w strachu przed ewentualnymi konsekwencjami? Czy takie osoby nie lepiej by zrobiły, gdyby – po pierwsze – sprecyzowały swoje oczekiwania, przy których mogłyby spokojnie zaakceptować legalną formę działania pokerzystów na polskim rynku gospodarczym, i – po drugie – zaczęły zabiegać aktywnie o to, by ich postulaty wzięto pod uwagę. Pokerzyści wspierający legalizację, mówiąc zupełnie skrótowo, tak właśnie uczynili. No, ale do tego trzeba podjęcia jakichkolwiek działań, wysiłków… Może lepiej zostać 'po ciemnej stronie mocy’… czy też pokera? Tak jak śpiewał w jednym ze swoich utworów Kuba Sienkiewicz – „Przewróciło się, niech leży… będę się potykał czasem. Będę się czasem potykał, ale nie muszę sprzątać„.
Niestety smutnym truizmem jest, iż o wiele łatwiej napisać trzy zdania krytykujące wszystko i wszystkich, niż zabrać się za coś produktywnego, konstruktywnego i ruszyć z wygodnego fotela swoje cztery litery ku lepszej przyszłości. „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” powiedział podobno Mahatma Gandhi. Takie to niby proste i oczywiste, jednak życie nam pokazuje, że nawet te – z pozoru – najprostsze rzeczy mogą być niezwykle trudne do przyswojenia i zaakceptowania. Pozdro dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którym się chce działać!