W gorące sobotnie popołudnie chciałbym zająć się dwiema sprawami: walką Phila Ivey o jedenastą bransoletkę oraz listą pięćdziesięciu najlepszych graczy w historii WSOP, która nie przypadła mi do końca do gustu.
Meritum tego wpisu miało być włożenie kijka w mrowisko, które uformowało WSOP, ogłaszając listę pięćdziesięciu najwspanialszych graczy w historii swojego istnienia. Ale zanim przejdę do swoich przemyśleń na ten temat, cofnę się jeszcze do wydarzeń z czwartkowej nocy, gdy z zapartym tchem śledziłem walkę Phila Ivey o awans do finałowej szóstki eventu 50.000$ Poker Players Championship.
Nawet wielki Ivey potrzebuje trochę szczęścia
Cały świat kibicował Amerykaninowi, który rozgrywkę w czwartym dniu turnieju rozpoczynał na pozycji lidera. Niestety tego wieczoru nic nie chciało potoczyć się po jego myśli. Jego stack malał w oczach i trochę po godz. 04:00 nad ranem było po wszystkim. Od razu wyłączyłem PokerGO i poszedłem spać. Nie ukrywam, że zrobiło mi się przykro, a po eliminacji Amerykanina stiltowałem na tyle, żeby nie chcieć oglądać końcowych rozstrzygnięć tego dnia.
Co ciekawe nawet takiemu mistrzowi zdarzyło się podczas czwartkowego występu popełnienie bardzo prostego błędu – Ivey zrzucił najlepszy niski układ, który w jednym z rozdań w grze w odmianie Stud Hi/Lo 8 or Better dawał mu podział puli. Po jego pomyłce i zmuckowaniu kart całość trafiła do Johna Esposito.
The 50 Greatest Poker Players
Wyboru pięćdziesiątki najlepszych graczy w historii WSOP dokonało grono 26 branżowych dziennikarzy. Każda z osób mogła wybierać pokerzystów z listy zaproponowanej przez organizatorów – znalazło się na niej dwieście nazwisk – ale każdy miał również prawo dopisać własne kandydatury.
Na liście znalazły się osoby, które bezwzględnie powinny się tam znaleźć – Doyle Brunson, Johnny Chan, Scotty Ngyuen, czy np. nieżyjący już David Reese i Stu Ungar. Jednakże znajdziemy na niej również takie nazwiska, z których obecnością nie do końca się zgadzam. I od razu mogę Wam powiedzieć, że nie mam tutaj na myśli Chrisa Fergusona, który, co nie powinno nikogo dziwić, również znalazł się w tym zacnym gronie.
Jeśli chodzi o Fergusona, to bez wątpienia jest on jednym z najbardziej utytułowanych graczy na WSOP. W swojej karierze zdołał wygrać pięć bransoletek mistrzowskich w Ameryce i jedną w Europie. Czy ktoś może mu to odebrać? Nie. WSOP również nie zabronił mu powrotu po latach na festiwal, a ten rok później wygrał szóste złoto i tytuł Gracza Roku. To się nazywa come back, prawda?
Ja też gościa nie lubię, a jego udział w aferze FTP jest sprawą oczywistą, jednak jestem zdania, że to nie jest plebiscyt na „wzorowego ucznia”. Gdybyśmy tak do tego podeszli, to nagle okazałoby się, że z najlepszej pięćdziesiątki powinno zniknąć wielu graczy, którzy z dala od pokerowych stołów (albo przy nich) nie grzeszyli dobrymi manierami, sposobem prowadzenia się lub np. popadli w długi, których w terminie nie potrafili spłacić…
Niejasne kryterium oceny
Wszelkie rankingi i plebiscyty są z zasady subiektywne. Rozumiem taki stan rzeczy i wiem, że jest niemożliwością, aby po ogłoszeniu wyników zadowolić każdego. Osiągnięcia graczy ciężko oszacować jedną miarą, a już tym bardziej porównać różne punkty widzenia, jeśli – i tutaj rzecz najważniejsza – nie przedstawiono osobom oddającym głosy obiektywnych i mierzalnych kryteriów wyboru. W moim mniemaniu tak właśnie było.
Odnoszę wrażenie, że kilka nazwisk, które pojawiło się w pięćdziesiątce znalazło się tutaj nie dlatego, że swoje największe sukcesy odnosili na WSOP, ale dlatego, że po prostu są popularnymi graczami. Mówię tutaj o Patricku Antoniusie, Tomie Dwanie, Ike’u Haxtonie oraz o Stevie O’Dwyerze.
Czy są to doskonali i utytułowani pokerzyści? Bez wątpienia! Czy powinni się znaleźć kiedyś w Poker Hall of Fame? Większość z nich. Ale czy są to gracze, którzy odcisnęli jakieś szczególne piętno w historii WSOP? W to już śmiem powątpiewać. Ciężko mi zrozumieć, że na ich kandydatury zagłosowali branżowi dziennikarze. Gdyby było to głosowanie otwarte, to sprawa byłaby całkowicie jasna, lud głosowałby w sposób „tego znam, tego lubię, daję lajka”. Dziennikarzy, z racji posiadanej wiedzy, stać na więcej i tym bardziej nie rozumiem, jakimi kryteriami się kierowali.
Cały czas odnosiłem wrażenie, że mówimy o pięćdziesięciu najlepszych graczach w historii festiwalu! Rozumiem, że celebrujemy półwiecze istnienia marki i chcemy uhonorować graczy, którzy swoimi występami zasłużyli na wyróżnienie. Nijak nie mieści mi się w głowie, że tego zaszczytu dostąpili gracze bez żadnego zwycięstwa na koncie, a pominięto np. Jamiego Golda, który wygrał Main Event z największą liczbą uczestników w historii. Kryterium posiadania bransoletki w mojej ocenie powinno być punktem wyjścia do dokonywania dalszych wyborów. Tak po prostu czuję…
Mówcie wprost, jeśli się czepiam, chociaż nie jest to moją intencją. Może czegoś nie wiem, czegoś nie doczytałem lub najzwyczajniej w świecie nie rozumiem.
Miłej soboty!