Leżąc na hamaku, który zawieszony jest pomiędzy dwoma palmami, sączę moje ulubione malibu. Przede mną odbijają się słoneczne promienie w przepięknym lazurowym morzu, które wręcz kusi, aby w końcu się w nim zamoczyć. Gdzies w oddali słychać tylko cichy śpiew ptaków. Idealny obrazek na wypoczynek. Nagle na niebie pojawia się coś co przypomina chmurę, jednakże chmurą nie jest. Okazuje się to wielkim nibybalonem, który – nie wiem skąd, ale wiem -€“ zaraz spadnie wprost na mnie.

W tym momencie budzę się wystraszona, oddech mam przyśpieszony, jak gdybym przebiegła co najmniej maraton. Czym prędzej przecieram oczy chcąc szybko dojść do siebie po kolejnym – choć początkowo wydawać by się mogło ciekawym -€“ śnie, który zaliczam do tych, które budzą we mnie lęki. Spoglądam na zegarek, który pokazuje, że zbliża się godzina 16. W myślach sobie mówię '€šoho, zaraz wrócą moje współlokatorki z pracy’. Czas więc pozbierać się z łóżka i ogarnąć, bynajmniej nie myślę o porannej toalecie, '€šśniadaniu’ czy choćby gorącej kawie. Pierwsza myśl jaka mi przychodzi, gdy już dojdę do siebie po koszmarnym śnie, to GRIND!

pokerNie czekając długo, zbieram swoje cztery litery, które przenoszę z łóżka na fotel i odpalam prędko -€“ bo przecież szkoda marnować czasu -€“ pokerowy soft, rejestrując się kolejno do turniejów. Krotko po tym miałam już na swoim monitorze otwarte 10 stolików. Nie muszę chyba dużo pisać w kwestii mindsetowej jak wyglądała gra, kiedy nawet nie pozwoliłam organizmowi się pożądnie przygotować do kolejnego dnia, nie wspominając o dostarczeniu mu jakiegokolwiek pożywienia. W między czasie wróciły moje współlokatorki, które spoglądając na mnie siedzącą w piżamie ok godziny 18, zapytały czy chociaż coś zdążyłam zjeść. Na odpowiedź w zasadzie nie czekały, w końcu znały mnie już kilka miesięcy, więc szybciutko powiedziały mi jak od normy odbiega ostatnio moje zachowanie. Nie myliły się, wszak kto normalny zasiada do '€špracy’ bez śniadania -choć to słowo nabrało dziwnego znaczenia biorąc pod uwagę godzinę. Na wynik sesji nawet nie patrzyłam, miałam świadomość tego, że dobrego  pokera w takim stanie grać nie mogłam. Wyłączyłam zatem komputer i odsłoniłam rolety z okien, niestety ku mojemu zdziwieniu, nie załapałam się nawet na światło dzienne, nie wspominając o słońcu. Wzięłam szybki prysznic, który od razu postawił mnie na nogi, wypiłam kubek gorącej herbaty i ani się obejrzałam, a była prawie 20. Zaglądając jednak do lodówki zrozumiałam, że muszę szybko zaliczyć osiedlowy sklepik, bo przecież do oddalonego 600m marketu maszerować mi się nie chce.

szynkaUbrałam więc luźny dres, wszak nie wybieram się do klubu, więc szpilki są tu zbędne i pobiegłam (dosłownie) do sklepu.  W samym progu zlinczował mnie wzrok Pani Krysi, która pucowała podłogę. Grzecznie mówiąc: '€šDobry wieczór, czy mogę jeszcze wejść?’ słyszę odpowiedź znacznie mniej grzeczną 'Skoro Pani musi’. No cóż, MUSZĘ. Na paluszkach zatem przeskakując co drugą płytkę złapałam koszyk, do którego wrzuciłam kilka gruszek, jabłek, pieczywo i mleko, po czym udałam się do działu z wędlinami, gdzie równie 'uprzejma’ pani Zosia zapytała '€šCZEGO’. Nie chcąc jej podpadać na przyszłość poprosiłam tylko kilogram szynki – takie mięso* oraz 350g sopockiej, niestety naraziłam się i to dość mocno, ponieważ odważyłam się poprosić o jej pokrojenie. Eh, gdybym wiedziała, że w ludziach tyle negatywnych emocji, to siedziałabym o misce ryżu z cukrem i cynamonem w domu. Wzięłam jednak swój dobytek w postaci zakupów i postanowiłam opuścić to miejsce jak najszybciej, jednakże czekała mnie jeszcze jedna konfrontacja z kasjerką, która znudzona siedziała na swoim fotelu, uroczo obgryzając paznokcie. Zapłaciłam za zakupy i udałam się do domu z myślą, że chociaż tam czekają na mnie fajni ludzie.

gruszkaDziewczyny z którymi mieszkałam niewiele pożytku miały ze mnie -€“ głównie, gdy one wracały z pracy, ja zaczynałam swoją -€“ stwierdziłam, że odwdzięczę się i uszykuję dobrą kolację. Założyłam więc fartuszek rodem z Hell’s Kitchen i ruszyłam na randkę z garami. Otworzyłyśmy z dziewczynami butelkę wina, coby lepiej smakowała kolacja i zaczęłam przygotowywanie najpyszniejszych na świecie bitek w sosie malinowo-winnym z suszoną żurawiną, a na '€šdeser’ gruszki w czekoladzie nadziewane marcepanem. Takim akcentem udało mi się choć odrobinę nadrobić zaległości w naszej relacji, bo jak wspomniałam wyżej, nie często miałyśmy okazję spędzić wieczór przy wspólnej kolacji.

 

grindZrobiło się dość późno, więc ja powróciłam do swojej rzeczywistości i rozpoczęłam solidny grind przy 12 stolikach, co biorąc pod uwagę, że grałam bez huda, wciąż było szaleństwem. Odbiegając jednak od normy, lub jak kto woli typowa gamblerka, w której o przestrzeganiu BM nie było mowy (czego naturalnie nie polecam) dołączyłam sobie dwa turnieje MTT ze średnim wpisowym. Standardowo moja sesja trwać powinna do ok 4-5 rano, jednakże z racji tego, że udało się dojść do FT w jednym z turniejów, musiałam swoją sesję przedłużyć. Na samym stoliku finałowym byłam mocno nabudowana, wiedziałam więc, że jeśli szczęście będzie sprzyjać i flipy będą po mojej stronie oraz będę solidnie grała, mam szansę na ship, tak więc niedługo po tym miałam przed sobą już tylko jednego przeciwnika i do rozegrania heads-up. Byłam jednak już mocno zmęczona, a heads’upy nigdy nie były moją dobrą stroną, także pokusiłam się o deal’a, w którym szybko doszliśmy do porozumienia i pozostało tylko pushowanie any two, by zakończyć turniej. Absolutnie nie pamiętam kart w w rozstrzygającym spocie, niemniej wiem, że wygrałam flipa i dumnie ‚triumfowałam’ na 1 miejscu zgarniając pierwszą swoją 4 cyfrówkę. W ramach podzielenia się swoją radością, postanowiłam współlokatorkom zrobić śniadanie, po czym poszłam w końcu się wyspać. Dziewczyny z kolei postanowiły zrobić mi małą niespodziankę i pod drzwiami czekała na mnie najlepsza laurka ever ! :D

Laurka

Choć moja historia nie jest nadzwyczajna i nie jest przedstawiona w samych superlatywach, to jednak jest jak najbardziej autentyczna i pokazuje, że życie 'pokerzysty’ nie zawsze jest usłane różami.

*szynka takie mięso -€“ historia wzięła się stąd, że poprosiłam kiedyś jedną z moich współlokatorek o kupienie kilograma szynki, ta jednak znała tylko szynkę sopocką, nie mając pojęcia o istnieniu szynki – takiego mięsa ;)

Kejsi
#AleTypiara czyli bloguję, typuję, a w wolnych chwilach gotuję i mecze obserwuję.