poker
Doro i jack Daniels o pracy reportera turniejowego

Reporterzy to jeden z kluczowych elementów udanego turnieju pokerowego. To dzięki nim możemy na bieżąco śledzić wydarzenia na turniejach pokerowych. Jak wygląda ich praca?

Zapraszamy na dwuczęściowy wywiad, którego udzielili mi Doro i Jack Daniels, czyli redaktor PokerGround oraz redaktor naczelny PokerTexas, którzy wspólnie pracują na turniejach Poker Fever. Najbliższe relacje przeprowadzą już w przyszłym tygodniu. Od 23 do 31 lipca zostanie rozegrany kolejny przystanek Poker Fever Series w Ołomuńcu. Pierwszą część wywiadu znajdziecie tutaj. Poniżej druga część.

Po pierwsze, emocje

Porozmawiajmy chwilę o stronie technicznej Waszej pracy. Jak wygląda Wasz sprzęt do relacji? Co ze sobą zabieracie?

Jack Daniels: Mogę powiedzieć, jak to wyglądało rok temu u Doro (śmiech). „Jack, masz jakiś długopis? Masz jakiś notatnik? A zrobiłbyś mi zdjęcie? Wyślij mi fotkę tego gracza” – tak wyglądała praca Doro na początku naszych relacji. Miał laptopa i wydawało mu się, że już jest gotowy.

Doro: Ale nauczyłem się! Do Rozvadova pojechałem, jak Bóg przykazał. Miałem siedem długopisów i swoje notesy z twardą okładką i wyrywanymi kartkami, bo jak kiedyś przyniosłem swój notes, to Jack powiedział mi, że wyglądam jak uczeń w szkole, bo biegałem między stołami z takim zeszycikiem. Każdy musi przejść przez ten okres niemowlęcy i dojrzewania. Ja też wyrobiłem sobie jakiś patent i te notatniki, które sobie kupiłem bardzo dobrze się sprawdziły. Na ten moment używam laptopa, aparatu, masę długopisów, masę notatników i jakieś ładowarki. To są sprzęty, którymi posługuję się podczas relacji.

poker
Doro

Jack Daniels: Ja trochę się śmieję, bo wiadomo, że Doro mógł nie wiedzieć pewnych rzeczy, gdy zaczynał. Jak ktoś jedzie tak na świeżo, to nawet nie za bardzo może przewidzieć, co zabrać. Ja już jestem przygotowany do każdej relacji w taki sposób, że nawet notatniki są w różnych rozmiarach. Mam na tyle dużo doświadczenia, że po prostu wiem, co może mi się przydać w danym momencie. Wiadomo, że trzeba mieć te wszystkie gadżety gotowe, żeby np. nie wypisał się długopis. To jest narzędzie, bez którego oczywiście nie da się zrobić relacji.

W ostatnich miesiącach wziąłem się mocno swoją sztukę fotografowania. Muszę powiedzieć, że zdjęcia lubiłem robić zawsze, ale co do umiejętności technicznych, to można było mieć sporo zastrzeżeń. Teraz idę w tym kierunku, żeby te „skillsy” poprawiać. I myślę, że na każdym turnieju jest coraz lepiej. Ostatnio skończyłem nawet specjalny kurs, żeby te umiejętności znacząco podnieść. Dał mi on mnóstwo wiedzy w tym temacie.

poker
Jack Daniels

To też jest kwestia posiadanego sprzętu. Ja biorę ze sobą monopoad, czyli taką nogę pod aparat. I biorę też kilka obiektywów, bo to też jest dosyć ważne, żeby mieć możliwość pstrykania zdjęć w różnych sytuacjach, z różnej odległości. Ja wychodzę z założenia, że takie podchodzenie do gracza i robienie mu zdjęcia z dwóch metrów nie sprawdza się, bo gracz się usztywnia i szczerzy tylko zęby do obiektywu. Takie zdjęcia mnie już nie bawią. Chcę robić profesjonalne fotografie. Mam nadzieję, że ta sztuka coraz bardziej mi się udaje. Uważam, że dobry obrazek daje czasem więcej niż strona tekstu.

poker
Jack Daniels oraz River Is Mine

Uważam, że robienie relacji na zasadzie „ten podbił, tamten sprawdził, ten przebił, pojawił się taki flop, tamten zagrał” mija się z celem. Relacja musi być napisana tak, żeby zrozumiała ją nawet osoba, która nie gra w pokera. To jest sztuka zrobienia dobrej relacji. Czy to się zrobi z pomocą notatnika, czy piętnastu różnych gadżetów, to nie ma to żadnego znaczenia. Każdy ma wypracowany model pracy, który jest dla niego najwygodniejszy.

Doro: Wydaje mi się, że wraz z rozwojem danego turnieju i kolejną fazą, to zwęża się to pole szczegółowości. Gdy zaczynamy to jest mnóstwo ludzi i ciężko zidentyfikować wszystkich Polaków. Czasami naprawdę piszemy o rzeczach typu, jaką spódnicę ma dzisiaj piękna kelnerka. To nie jest na zasadzie lania wody, ale gdybyśmy zaczęli pisać przy tylu graczach, że ten podbił z 8-9s za 1.500, to ludzie nawet by na to nie zerknęli. Im mniej jest graczy w turnieju, to też pojawiają się najważniejsze opisy rozdań. One są ważne, ale tylko w kluczowych momentach, a nie w każdym momencie trwania relacji.

Jack Daniels: Trzeba pamiętać, że my nie robimy relacji dla zawodowych pokerzystów. To są relacje dla kibiców pokera. Takimi kibicami są często rodziny graczy. Na każdym turnieju jacyś gracze mówią mi, że relację czyta cała ich rodzina i znajomi. To są osoby, które w ogóle nie są pokerzystami, kibicują swojemu zawodnikowi i ich nie obchodzi, czy miał taką, czy inną rękę, czy na turnie grał check-raise. Interesuje ich jednak to, czy ich gracz wygrywa lub przegrywa. Trzeba więc bardziej iść w kierunku emocji niż w kierunku czysto technicznych, pokerowych spraw.

poker
Jack Daniels

Dla mnie największym komplementem jest to, co powiedział mi kiedyś Kaczmarol – jego mama przeczytała całą relację i wszystko zrozumiała. To dla mnie największy komplement, gdy ludzie spoza pokera mówią, że zrozumieli wszystko, co jest w mojej relacji, bo to oznacza, że była ona na tyle dobrze napisana, że każdy mógł ją „przetrawić” i wynieść z niej coś dla siebie. To jest największa sztuka robienia relacji z turnieju pokerowego.

A jak wygląda Wasze stanowisko pracy? Czy musicie pokonywać duże odległości do Waszego stanowiska? A może organizatorzy idą wam na rękę i umieszczają was blisko turniejów?

Jack Daniels: To też jest zawsze zagadka. Czasami musimy przeprowadzać się pięć razy podczas ośmiogodzinnej relacji, bo np. zająłeś miejsce na stole w rogu, gdzie nikomu nie przeszkadzasz, a nagle okazuje się, że ten stół będzie za chwilę otwierany dla graczy i musisz się przenieść na drugą stronę. Świetnie to było rozwiązywane w kilku miejscach, ponieważ były klasyczne press roomy, które zazwyczaj znajdują się dość blisko miejsca gry. Teraz byłem w Barcelonie i była fajna sala przygotowana dla dziennikarzy. Wszystko super i fajnie, ale nikt nie pomyślał, żeby doprowadzić tam prąd. Było trzydzieści laptopów na sali i jeden przedłużacz, który miał trzy wtyczki.

poker
Jack Daniels

Czasami jest taki problem, że ledwo zdążymy się rozpakować, a nagle okazuje się, że musimy się stamtąd zwijać, bo rozłożyliśmy się na stole, gdzie będą otwierane gry cashowe. Takich sytuacji jest sporo. Świetnie było to rozwiązane w Rozvadovie, gdy byliśmy na Poker Fever Series. Mieliśmy tylko i wyłącznie „swoje” stoły, tylko dla mediów. Były one tuż obok graczy, dosłownie dwa metry od nich. Mieliśmy tam doskonałe warunki pracy.

W Ołomuńcu jest różnie i staramy się nad tym cały czas pracować z ludźmi z kasyna, ale to zależy od tego, który floorman będzie na zmianie, kto prowadzi turniej. Bardzo często nasz „techniczny” stół staje się również stołem dla obsługi i nagle mamy tam siedemset pudełek na żetony wokół naszych komputerów. Najfajniej byłoby, gdybyśmy mieli postawione swoje stoliki obok graczy, bo ja już np. robiłem relację z takich dziwnych miejsc jak kasynowy bar. Pamiętam też, że gdy istniało jeszcze kasyno w hotelu Hyatt, to press room był na pierwszym piętrze, może antresoli, ale kasyno było na poziomie minus dwa, więc media od sali turniejowej dzieliły trzy piętra. Wyobraźcie sobie, z jaką częstotliwością pojawiały się wpisy. Czasami te odległości pomiędzy miejscem, w którym się pracuje, a ogląda graczy, są potężne. W Ołomuńcu jest ten problem, że turnieje rozgrywane są zazwyczaj na trzech poziomach, czyli na minus jeden, na parterze i na plus jeden, więc w grę wchodzi przemieszczanie się między tymi piętrami. Przydaje się tu współpraca z Doro, bo raz leci jeden, a raz drugi.

poker
Jack Daniels

Te techniczne uwarunkowania to jest bardzo ważna sprawa. To jest nasze stanowisko pracy. Brak miejsca, prądu lub dostępu do internetu to są rzeczy, które zdarzają się wszędzie i na każdym turnieju. Z tym zawsze jest problem, o wszystko trzeba prosić. To są rzeczy, które wpływają na nasze samopoczucie. Czasami człowiek jest wkur***ny, że mu odwalili jakiś kolejny numer i trzeba znowu się przenosić z tobołami, albo nie ma prądu i musimy wymieniać się jedną wtyczką.

Doro: Nawet w takim Rozvadovie był takim moment, w którym woleli oglądać hokeja niż pokazywać tablicę turniejową. Ja wiem, że dla Czechów hokej jest ważną sprawą, ale nam to bardzo utrudniało pracę. W Rozvadovie było dobre to, że na ich stronie internetowej był podgląd, jaka jest sytuacja w turnieju. Wszyscy mają to gdzieś, bo myślą, że to jest ważne tylko dla dwóch osób, które o tym piszą. A tak naprawdę to jest ważne dla znacznie większej liczby osób, bo gracze też chcą wiedzieć, w jakiej fazie znajduje się turniej.

poker
Doro

Jack Daniels: Bardzo często wyłączają nam zegary widoczne na telewizorach, bo nagle komuś przyszło do głowy, żeby włączyć telewizję, albo my robimy high rollera na piętrze, a na ekranie jest zegar z turnieju, który odbywa się dwa piętra niżej. To są czasem takie pierdoły i trzeba ze wszystkim chodzić i się prosić. To jest upierdliwe, ale to jest element tej pracy, taki folklor pracy reporterskiej.

Jedenaście kilometrów, pięć kilogramów

Skoro mówicie o tym chodzeniu między piętrami, to pewnie przez te kilka, kilkanaście dni można zrzucić kilka kilogramów.

Jack Daniels: Śmiejesz się, ale kiedyś robiłem takie „badania” – podczas relacji w Barcelonie dziennie robiłem na sali turniejowej od ośmiu do jedenastu kilometrów. Może wydawać się, że przez kilkanaście godzin to nie jest dużo, ale jak robi się to przez siedem, osiem dni z rzędu, to drugiego, trzeciego dnia zakwasy dają mocno o sobie znać, jeśli ktoś nie jest w formie. Po kilku dniach wszystko nas boli. Poranki są dosyć ciężkie, żeby wstać z łóżka i dać sobie radę z tymi zakwasami, bo po tych schodach i sali robi się mnóstwo kilometrów. Nagle okazuje się, że te kilogramy można zgubić. Po ośmiu dniach pracy wróciłem z Barcelony lżejszy o pięć kilogramów.

poker
Jack Daniels

Doro: Z tymi kilometrami jest tak, że rzeczywiście je się robi, natomiast idealnie byłoby, gdybyśmy mniej jedli, bo ta waga by spadała (śmiech). Teraz to „dajemy do pieca” pod względem gastronomicznym.

Jack Daniels: W Rozvadovie stwierdziliśmy, że jesteśmy „gastromenelami” (śmiech). Zaczęliśmy tam tyle jeść, że najpierw zaszkodziło to mi, a potem Doro. Rzuciliśmy się na żarcie w darmowym bufecie niczym małpy. To nie było dobre rozwiązanie. Nasze organizmy szybko wybiły nam z głowy pomysł, że jedzenie siedmiu obiadów jednego dnia jest idealnym rozwiązaniem (śmiech).

A co tych warunków technicznych, to w Rozvadovie przez dwa tygodnie spaliśmy w trzech różnych hotelach. W pierwszym hotelu nie mieliśmy internetu, więc musieliśmy od razu go zmienić. W drugim hotelu pieprznął bojler i zabrakło ciepłej wody. Musieliśmy się z niego zabrać. W końcu wylądowaliśmy w tym hotelu kasynowym, który ma może te „pięćdziesiąt sześć gwiazdek”, ale my czuliśmy się jak zamknięci w klatce, bo ten pokój był dla nas zdecydowanie za mały. Nie mieliśmy miejsca na te wszystkie nasze walizki, laptopy, aparaty. A więc nawet czasami te problemy lokalowe dają o sobie mocno znać. To też jest istotny element dla naszej pracy.

poker
Jack Daniels

Hotel najlepiej mieć blisko kasyna. W Ołomuńcu mamy koncertowe warunki, bo śpimy w hotelu kasynowym i możemy sobie schodzić w kapciach. Nie zawsze i nie wszędzie jest tak wesoło. W Barcelonie musiałem dojeżdżać dwoma liniami metra i jeszcze iść kawał drogi. A mieszkałem naprawdę blisko kasyna, jakieś trzy, cztery kilometry. Po prostu czasami źle się to układa pod względem logistycznym. Ta logistyka jest dosyć ważna, bo to jest np. pół godziny dojazdu, czyli dla mnie oznacza to pół godziny więcej lub mniej snu. Czasami te pół godziny snu jest mega istotne. To są takie rzeczy, że gdy patrzy się na to z zewnątrz, to w ogóle o tym się nie myśli, ale dla kogoś, kto robi relację, to jest – powiem to z lekką przesadą – sprawa życia i śmierci. Przez tydzień festiwalu masz np. dwanaście godzin snu mniej, bo musisz dojeżdżać po pół godziny w obie strony. A dla mnie te dwanaście godzin to czasami jest mega istotna sprawa. Z takich ułamków składa się całość tej pracy.

poker
Doro

Na koniec chciałem Was zapytać o najbardziej i najmniej ulubione kasyna, gdy chodzi o waszą reporterską pracę.

Doro: U mnie w głowie na zawsze zostanie Montesino w Wiedniu [marzec 2016 roku – red.]. Tam szefostwo tak dogadało warunki, że mieliśmy oficjalny press room, mieliśmy super warunki, byliśmy odseparowani. A tymczasem oficjalna ekipa World Poker Tour siedziała przy takich stolikach, jakie mają uczniowie. Ja będę wspominać to kasyno bardzo miło, bo to było moje pierwsze kasyno. Ogromne wrażenie zrobił na mnie Rozvadov. Tam są doskonałe warunki do gry. A ta najnowsza część, taka „amerykańska”, jest pięknie oświetlona, wszystko się mieni i jest super. Jednak najlepiej i tak czuję się w Ołomuńcu. Do tego miejsca się przyzwyczaiłem. Pasuje mi to, że wszystko jest tu połączone z hotelem, mam nawiązane znajomości. To ma duże znaczenie i z chęcią wracam do tego Ołomuńca.

poker
Jack Daniels

Jack Daniels: Ten Ołomuniec to jest nasz taki drugi dom. Policzyłem, że w zeszłym roku spędziłem w Ołomuńcu ponad dwa miesiące. Tam jedzie się jak do siebie i bardzo fajnie się pracuje. Warunki są świetne, a atmosfera fajna.

Relacje, które najlepiej wspominam, nie są chyba związane z warunkami pracy, ale z tym co robiłem. Mam dwie ulubione relacje. Pierwsza to WSOP Circuit w Tbilisi [marzec 2016 roku – red.]. Turniej był rozgrywany w Pałacu Sportu. Tam nawet nie było jakichś fenomenalnych warunków, ale chodzi o to, że pojechała tam nasza super ekipa, czyli Dima Urbanowicz, Dominik Pańka, Pyszałek i inni. I to było super.

poker
Jack Daniels

Druga taka relacja to ostatnio na PartyPoker Millions w Barcelonie [kwiecień tego roku – red.]. Miałem tu do „obsługi” kilkudziesięciu naszych najlepszych graczy. Pojawili się praktycznie wszyscy znaczący polscy zawodnicy. Świetnie było z nimi pracować. Każdy z nich jest inny, każdy ma inny charakter. Z jednymi pracowałem już po raz kolejny, a z innymi pracowałem po raz pierwszy i trzeba było się docierać, ale wspominam ten turniej fantastycznie, bo były tam również wszystkie największe gwiazdy światowego pokera, więc tych wszystkich Holzów i Isildurów miałem na wyciągnięcie ręki. Byłem więc mega podjarany, bo to chyba była taka pierwsza impreza, na której byli dosłownie wszyscy – nie tylko Polacy, ale wszyscy najlepsi na świecie. Wtedy te wszystkie problemy techniczne odchodzą na bok, bo człowiek jest podniecony tym, co robi. Jak wpadłem tam z aparatem, to w osiem dni zrobiłem pięć tysięcy zdjęć. Nie marnowałem tam nawet minuty pobytu, bo chciałem na tym zawodowo jak najwięcej skorzystać. Z kilkoma zawodnikami się poznałem, z kilkoma pogadałem. To jest taki duży plus do pracy na przyszłość.

Nie jest ważne, gdzie robisz relację. Ważne jest, żeby była ona fajnie zrobiona i żebyś dobrze się bawił podczas tej pracy.

_____

Obserwuj PokerGround na Twitterze

Zobacz także:  Podcast PokerGround (odcinek 8): ,,iJustGamble” [nagranie]

_____

Dołącz do najlepszych na PartyPoker!

baner 40% rakeback