Od rana zastanawiałem się, co ciekawego na temat pokera mógłbym Wam dzisiaj napisać. Zwykle inspiracje do autorskich tekstów czerpię z innych tekstów, tweetów, filmów, książek, które stanowią bazę dla moich własnych przemyśleń. Dziś niczego takiego na temat pokera nie znalazłem.

Wstałem dziś po godz. 08:00 z zamiarem znalezienia ciekawego tematu, którym mógłbym się z Wami podzielić. Przejrzałem wiele stron o tematyce pokerowej; pokręciłem się po Twitterze, po YouTube. Nietrudno było dostrzec, że oczy pokerowego świata skupione są obecnie na Barcelonie, gdzie odbywa się pierwszy przystanek z serii PartyPoker LIVE. Z tego miejsca prowadzimy relację na żywo na PokerGroundTV na Twitchu; jest tam również redaktor naczelny Pokertexas Jack Daniels, który od niedzieli prowadzi tekstową relację na łamach swojego portalu.

Dominik Pańka MILLIONS Grand Final Barcelona
Dominik Pańka MILLIONS Grand Final Barcelona

Czas mijał, a ja nadal nie wiedziałem, o czym mam napisać. Barcelonę medialnie pokrywają
(„z morza, z lądu i z powietrza”): nasi streamerzy, Jack Daniels i strona mypartypokerlive. Ja, który znajduję się na wschodnich rubieżach Polski, mimo szczerych chęci raczej nic nowego do sprawy nie wniosę. Jedyną niszę, w którą mógłbym się wstrzelić, stanowi marihuana, a dokładniej to specyficzny zapach leczniczych ziółek, który podobno czuć w każdym zakątku Casino Barcelona. Uszyłbym coś z tego, ale, panie, byłaby to czysta „spekuła”.

baner MILLIONS Grand Final Barcelona

Doszedłem do wniosku, że w dzisiejszym dniu nie chodzi o pokera

Rzeczywiście, pomyślałem, dziś 10 kwietnia, czyli rocznica katastrofy prezydenckiego samolotu. Wspomnienie ogromnej tragedii, która wydarzyła się w Smoleńsku.

Tego dnia, a była to sobota, obudziłem się na ciężkim kacu. Mieszkałem wówczas w Poznaniu, a w moim życiu panował wyraźny etap rozluźnienia. Dzień wcześniej razem z moimi towarzyszami broni „naprawialiśmy” Polskę do późnych godzin wieczornych, jednak w żadnym stopniu nie przeszkodziło to nam w wyjściu na piwny szlak już z samego rana. Ja pierwszy pociągnąłem te sanki, bo pierwszy się przebudziłem. Trzeba przyznać, że piątki i soboty były wówczas mocno świętowane. Za to w niedzielę wieczorem piło się już ze wstrętem, który odczuwaliśmy wobec zbliżającego się dnia następnego, gdy nieuchronnie nadciągała chwila, kiedy trzeba było odbić swoją kartę na zakładzie.

Właściwie nie wiem, czemu obudziłem się tak wcześnie. Może mi w ustach zaschło, może poszedłem zmienić wodę szczupakowi – z jakiegoś powodu mój 15 calowy telewizor, który wiele lat temu otrzymałem od rodziców na urodziny, ustawiony był na Poranek TVN24. (Być może w ogóle nie wyłączyłem go jeszcze „za wczoraj” – to najbardziej prawdopodobne).

Poranek TVN24
Goście w studio już wiedzą, co się stało, ale nie potwierdzono jeszcze informacji o katastrofie

Nie minęło kilka chwil od mojego przebudzenia, a już miałem otwartą puszkę złocistego trunku – kolejne kilkanaście – mieszkaliśmy w trzech facetów – mroziło się w lodówce. Coś tam łykałem, coś tam przysypiałem – moi się odgruzowywali. Walnego zgromadzenia w „dużym pokoju” jeszcze nie było, gdyż nie mieliśmy specjalnie siły na wstanie. I wtedy redaktor Kuźniar powiedział, że „Były jakieś problemy z lądowaniem prezydenckiego samolotu na lotnisku w Smoleńsku”. Usłyszałem to jednym uchem, ale pomyślałem sobie, luzik, mają jakieś opóźnienie, podejdą jeszcze raz, a jak się nie uda, to polecą gdzieś indziej. Łyk.

Kilkanaście minut później z mojego pokoju było słychać siarczyste „Urwał nać!”. To słowo może wyrażać więcej niż tysiąc innych słów, a jednocześnie doskonale opisuje przeróżne stany emocjonalne. W moim przypadku było to: niedowierzanie, strach i niewymowny żal. Dobudziłem tych moich niedobitków i już wspólnie śledziliśmy doniesienia medialne mówiące o katastrofie prezydenckiego samolotu i śmierci 96 osób.

Z tamtych chwil pamiętam ogromną ekscytację, taką na smutno, kłębek różnorodnych emocji, szok związany ze zdarzeniem, które właściwie nie mogło się wydarzyć. Czas na refleksję przyszedł dopiero kilka dni po katastrofie. Gdy samolot z ciałem Prezydenta RP udawał się w drogę do Krakowa i machał skrzydłami na pożegnanie, a w tle rozbrzmiewał przepiękny motyw muzyczny „Wyjazd z Polski”, napisany przez Michała Lorenca, pierwotnie wykorzystany w filmie „Różyczka”, pojawiły się łzy.

Nie głosowałem na profesora Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Nie wiedziałem, czy zgadzałem się z jego poglądami i czynami, bo polityką się nie interesuję, ale to wówczas nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Zginął Prezydent RP, czyli mój Prezydent, a wraz z  nim 95 innych osób. Czułem się z tym bardzo źle.

Gdyby nie Lech Kaczyński nie byłoby niepodległej Gruzji

Z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego nie potrafię wymienić żadnego doniosłego wydarzenia, poza jednym, poza jego wizytą w okupowanej Gruzji. Wówczas to Prezydent Polski stanął na czele koalicji głów państw krajów nadbałtyckich i Ukrainy i wystąpił na wiecu antyrosyjskim w Tbilisi. Jego działanie uratowało niepodległość Gruzji, czy komuś się to podoba czy nie.

Przykre, że wielu wyszydzało go za ten heroiczny czyn. Ja również byłem w obozie ludzi wyśmiewających działanie Prezydenta; nie podobało mi się to, że „zapakowano” wielu przywódców do jednego samolotu i ta maszyna udała się w rejon działań wojennych. W moim odczuciu było to pogwałcenie wszelkich procedur bezpieczeństwa – chyba o to mi chodziło, gdy drwiłem z działań naszej głowy państwa.

Historia pokazała, że to Pan Prezydent miał rację i wraz z koalicjantami przy pomocy „słów” zatrzymał pochód wojsk rosyjskich na Tbilisi. Chwała mu za to. Gruzini nigdy o tym nie zapomną – Polacy zbyt rzadko o tym wspominają (?). A może w ogóle nie postrzegają tego w ten sposób?

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?